Dajcie mi e-booka do recenzji, a ja go wrzucę do sieci — słów kilka o kradzieży w biały dzień…
Tyle się mówi o prawach autorskich i czytaniu z legalnych źródeł, że chyba już nikomu nie trzeba tłumaczyć prostych zasad korzystania z książek elektronicznych. A jednak!
Kilka dni temu miała miejsce bardzo oburzająca sytuacja. Jedna z blogerek, współpracująca z Wydawnictwem WasPos, zgodziła się objąć patronatem pewien tytuł. Otrzymawszy egzemplarz do recenzji w postaci e-booka (w trybie zmian redakcyjnych), postanowiła, bez zgody i wiedzy wydawnictwa, wrzucić go do sieci na znany serwis z nielegalnymi plikami. Hulaj dusza, piekła nie ma!
Co ciekawe, osoba ta sama jest autorką, która… chciała wydać książki w tymże wydawnictwie. Autorka książek chyba szczególnie powinna dbać o prawa autorskie i dobro innych współtowarzyszy pióra… Rozbój w biały dzień!
Szczerze mówiąc w takich chwilach, wstydzę się za blogerów. Osoba. która pisze książki oraz promuje literaturę, powinna być szczególnie wyczulona na takie działania, zamiast sama kraść cudze dzieło i nim swobodnie dysponować, narażając twórcę oraz wydawcę na straty.
Wydawnictwo WasPos zapowiedziało, że zgłosiło kradzież e-booka do prokuratury, a po zakończeniu sprawy ujawni imię i nazwisko oraz nazwę bloga tej osoby. I słusznie! Moim zdaniem, za taki czyn blogerka powinna mieć dożywotni zakaz prowadzenia blogów o literaturze.
Można milion razy mówić o nielegalnych źródłach, można prosić, grozić i upominać. A i tak trafi się w tym świecie hiena, która ani się obejrzysz wykorzysta sytuację i posłuży się cudzą książką, aby zabłysnąć na gryzoniu. I po co jej to było? Mam nadzieję, że personalia tej Pani poznamy wkrótce.
A Wy co sądzicie o tej sprawie?