Dlaczego nie zamierzam jechać na Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie?

W tym tygodniu od 25 do 28 października odbędą się Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie. To wielkie święto dla fanów literatury, którzy mogą zakupić tytuły od niemal wszystkich wydawnictw działających w Polsce oraz spotkać się z ukochanymi autorami i uzyskać upragniony autograf. Ja jednak w tym świętowaniu nie zamierzam uczestniczyć. W pełni świadomie rezygnuję z tej dość wątpliwej jakości „uczty”. 

 

Na targach książek w Krakowie byłam dwa razy i mimo że spotkałam się z autorami oraz celebrytami, zrobiłam mnóstwo zdjęć, zdobyłam autografy, na których mi zależało i kupiłam ciekawe książki, ta impreza dwukrotnie była dla mnie męczarnią. Organizatorzy nie dopracowali zbyt wielu elementów, aby można te wypady uznać za przyjemne.


Po pierwsze ścisk

Odnoszę wrażenie, że do targów zostaje dopuszczonych zbyt wielu wystawców. Wiadomo, że każdy chce się pokazać, zaprezentować swoje tytuły, a przede wszystkim je sprzedać, ale przy tak wąskich korytarzach, które zostały pozostawione na przejście, przy takiej ilości zwiedzających, przedostanie się z punktu A do punktu B, było już męczące, nie mówiąc o tym, że spokojne przystanięcie i obejrzenie bez nerwów oferty wydawnictwa było wręcz niemożliwe. A po co jedzie się na targi książki, jak nie po to, żeby szperać w nowiutkich tytułach, rozmawiać z wydawcami i kupować upragnione lektury? Niestety można o tym zapomnieć! Człowiek niesiony jest z falą napierającego tłumu, więc na zakupy nie ma najmniejszych szans, szczególnie w weekend, gdy zwiedzających jest najwięcej.


Po drugie złe rozlokowanie spotkań autorskich

O ile nie mam większych zastrzeżeń do spotkań, które odbywały się w salach, o tyle spotkania na stoiskach to istna tragedia. Nie wiedzieć czemu, organizatorzy (a może wydawca) zadecydowali, że spotkanie np. z Martyną Wojciechowską, która, jak wszystkim wiadomo, jest bardzo popularna, odbędzie się przy stoisku. Dzikie tłumy ustawiły się, aby zrobić sobie z Panią Martyną zdjęcie lub dostać od niej autograf, przez co na około dwie godziny zostało zablokowane przejście do mniej więcej dziesięciu stoisk wokół. Rozumiem, że sal jest niewiele, a gwiazd całe mnóstwo, ale być może dałoby się to jakoś inaczej rozwiązać? – sytuacja z 2016 roku.

Dantejskie sceny rozgrywały się też pod salą, gdy doszło do spotkania z bardzo popularną szwedzką pisarką Camillą Lackberg. Nie było żadnej organizacji kolejki, a napierający tłum okazał totalny brak kultury. Rozwścieczeni ludzie wyzywali się nawzajem i doszło niemal do rękoczynów, gdy ktoś próbował się wepchać, o co nie było trudno, bo nikt nie pilnował tego bałaganu. Jak się okazało, autorka miała bardzo mało czasu. Najpierw zostali wpuszczeni przedstawiciele prasy (na około 30 minut w czasie przeznaczonym dla fanów), a później dopiero fani. Żeby zapewnić bezpieczeństwo pani Camilli, wpuszczano do sali po kilka osób, które mogły dostać podpis tylko na jednej książce i w dodatku nie można było robić zdjęć z pisarką. Jak na dwie godziny oczekiwania w ścisku to owo spotkanie wypadło dość słabo.


Po trzecie palarnia

Dla niektórych szczegół nieistotny, ale dla palących mający ogromne znaczenie. Dwa lata temu w ogóle nie zorganizowano palarni. Aby wyjść na dymka, trzeba było wyjść z targów, zapalić, ustawić się w gigantycznej kolejce z nowymi zwiedzającymi i… ponownie kupić bilet. A wystarczyło zorganizować pieczątki na rękę, jak to robi się na dyskotekach. Pomysł tani, a prosty. Rok temu palarnia owszem, została urządzona, ale… przy głównych drzwiach, tuż przy kolejce zwiedzających, którzy sobie nie życzyli (czemu się zupełnie nie dziwię), aby dmuchać im dymem w twarz. A tak to niestety wyglądało. Jasne! Można nie palić… Ale uwierzcie mi, dla nałogowca wytrzymanie kilku godzin bez papierosa graniczy z cudem.


Po czwarte szatnie

Było zbyt mało wieszaków na kurtki. Zwiedzający, którzy przychodzili po 12.00 w sobotę, mogli się spotkać z brakiem miejsca w szatni. Przy takiej ilości ludzi na halach było bardzo gorąco, a trzymanie odzieży w rękach i oglądanie książek jest bardzo niewygodne. A wystarczyło dostawić stojaki, skoro w ciągu dwóch lat pojawił się identyczny problem…


Podsumowując, zamiast dobrze się bawić na Międzynarodowych Targach Książki, męczyłam się. Wszechogarniający ścisk, przepychanki, wbijanie łokci w różne części ciała, gorąco, słaba organizacja ogólna przestrzeni a do tego promocje gorsze niż w księgarniach internetowych nie zachęciły mnie do powrotu na tę imprezę. Owszem spotkania z autorami są bardzo emocjonujące, ale nie za cenę takich nerwów. Może skuszę się za parę lat. Na razie targom w Krakowie mówię stanowcze nie.