Nie dyskutuj ze mną! Czy warto rozmawiać o literaturze?
Prowadzę bloga i towarzyszące mu kanały w Social Media, między innymi po to, żeby rozmawiać o literaturze. Bardzo lubię, gdy ktoś ma odmienne zdanie, bo wtedy dyskusja jest dłuższa, bardziej intensywna i ciekawsza. Staram się bronić swojej opinii, ale nie za wszelką cenę, bo podobno tylko krowa nie zmienia zdania. Umiem jednak uargumentować to, co chciałam przekazać. Niestety zauważyłam, że bardzo mało osób ma podobne podejście i w internecie naprawdę ciężko o konstruktywną dyskusję. Odnoszę przykre wrażenie, że w Social Mediach ludzie zwyczajnie nie potrafią rozmawiać, a przy okazji nie zdają sobie sprawy, że gdy upubliczniają post, to każdy ma prawo się do niego odnieść i niekoniecznie musi się zgadzać z jego treścią.
Nikt nie przepada za krytyką, ale niektórzy totalnie nie potrafią sobie z nią radzić i bronią się przed nią w nieelegancki sposób. Przykład? Osobiście nie lubię książki 365 dni Blanki Lipińskiej, wzbudza ona we mnie duże emocje, więc gdy widzę post z zachwytami nad twórczością tej autorki, to grzecznie i kulturalnie piszę, co mi się nie podobało w tej powieści, jakie zauważyłam wady i dlaczego uważam, że to zły tytuł. I się zaczyna… Zostaję wielokrotnie obrażona przez rozmówcę, przy okazji obrywa mój mąż (który według rozmówczyni widocznie nie daje mi w łóżku tego, co powinien, dlatego nie rozumiem, o czym pisze pani Blanka), zostaję nazwana wstrętną hejterką, a tak w ogóle to powinnam pominąć post, jak mi się nie podoba i nie dyskutować, bo o gustach się nie dyskutuje… Na koniec dostaję stos inwektyw w wiadomości prywatnej. Dlaczego? Dlatego, że kulturalnie nie zgodziłam się z czyjąś opinią o książce!
1. Pif-paf! Nazwę Cię hejterem!
Ostatnio na jednej z grup, nomen omen mającej w nazwie dyskusje o literaturze, odważyłam się skomentować jedną z książek, którą czytałam. Autor się nią zachwycał, a ja nie. Niefortunnie zaczęłam zdanie od „nie zgadzam się z Twoją opinią..”, przez co zostałam nazwana osobą agresywną. Gdy spytałam mojego oponenta, dlaczego tak uważa, odpowiedział, że nie spodobało mu się przytoczone sformułowanie i mogłabym być milsza. To nic, że podałam szereg argumentów dotyczących książki… Ważniejsze były wycieczki personalne do mojej osoby za konkretną część zdania, w której ja nie widziałam niczego agresywnego.
Staram się być delikatna, rozumiem, że ktoś może mieć trudniejszy czas, więc naprawdę uważam na słownictwo, gdy komentuję, a mam odmienne zdanie. Nie wyzywam, nie robię żadnych aluzji do autora postu, po prostu komentuję samą książkę, o której mowa, a i tak czasami ktoś nazywa mnie hejterką. Zawsze swoje opinie popieram konkretnymi argumentami, więc nie mam pojęcia, dlaczego ludzie są tak przewrażliwieni i od razu walą z grubej rury.
2. Usunę Twój komentarz, Ciebie i całą Twoją rodzinę…
Czasami zdarza mi się zostawiać komentarz na czyimś FanPage lub profilu na Instagramie. Kilka dni temu jedna z dziewczyn, zajmujących się książkami zamieściła zdjęcie swojej schorowanej teściowej, która miała na sobie widocznego pampersa, nie miała spodni i wyglądała na bardzo chorą. Wpis był opatrzony kolorowymi ikonkami (między innymi kupy z oczami i trumny). Jako że miałam do czynienia z chorą osobą w swojej rodzinie, zareagowałam najdelikatniej, jak umiałam. Pomyślałam, że teściowa pewnie nic nie wie o opublikowaniu takiego zdjęcia na Instgramie. Być może nawet nie wie, czym jest ten kanał. Napisałam, że współczuję trudnej sytuacji, ale nie uważam, żeby Instagram był miejscem na publikowanie zdjęć swojego chorego bliskiego w takim stanie i wystawianie choroby na widok publiczny zupełnie obcych ludzi. Post nie miał żadnego celu charytatywnego, poszukiwania wolontariuszy, czy zbiórki pieniędzy. Nic z tych rzeczy… Mój komentarz został usunięty, a ja zostałam zablokowana na profilu tej dziewczyny. Może i dobrze…
3. Jeśli Ci się nie podoba, to po co komentujesz?
O jakże często słyszę to stwierdzenie. Zawsze w takiej sytuacji mam ochotę odpowiedzieć: „Jeśli to nie ma być komentowane, to po co to pokazujesz?”.
4. O gustach się nie dyskutuje!
Spotykam się z takim zdaniem najczęściej wtedy, gdy rozmówcy brakuje jakichkolwiek argumentów. Mnie się to podoba koniec kropka, a o gustach się nie dyskutuje. Jeśli naprawdę o gustach się nie dyskutuje, to po co są krytycy, recenzenci, blogerzy książkowi, kluby dyskusyjne i wszelkie panele? Tego nie wie nikt!
5. Nie zadzieraj ze mną, bo będę Cię nękać komentarzami na priv.
To chyba najgorsza sytuacja, która na szczęście nie zdarza się często. Niektóre osoby potrafią poczuć się tak bardzo urażone, że piszą wiadomości prywatne z obelgami. Tego zachowania totalnie nie rozumiem i nie wiem, jak można tak strasznie się pieklić o komentarz do książki, wydarzenia czy innej sytuacji, która nawet nie jest osobista.
Czasami zastanawiam się, po co są te grupy o książkach, chyba tylko po to, żeby wrzucać zdjęcia nowych książek i zbierać lajki. Bo na kulturalną, konstruktywną dyskusję nie ma co liczyć.
Napiszcie w komentarzach, czy kiedykolwiek spotkaliście z podobnymi sytuacjami.