Wiem, że chcesz konia, ale proponuję Ci słonia. Rzecz o bezsensownym polecaniu książek
Aktywnie uczestniczę w książkowych grupach na Facebooku, gdzie jednym z najczęściej zadawanych pytań jest: „Szukam książki o…”. I tutaj pojawiają się jakieś tam wytyczne. Np. ktoś chce przeczytać książkę X podobną do książki Y albo taką, która traktuje o danej tematyce, czy znajduje się w niej określony typ bohatera. Gdy wytyczne są zbyt ogólne, a użytkownik mi nieznany nie widzę sensu mu polecać jakichkolwiek tytułów bez zbadania preferencji i najczęściej pomijam takie posty, bo „Polećcie mi jakąś ciekawą książkę” według mnie jest pytaniem bezsensownym (o tym, dlaczego tak uważam, przeczytacie tutaj: Polecanie książek to rzecz intymna…). Jednak kiedy ktoś skonkretyzuje swoje czytelnicze potrzeby, chętnie się udzielam lub sama szukam inspiracji, jeśli akurat zaciekawi mnie temat i sama poszukuję czegoś w podobnym guście.
Zauważyłam, że niektórzy grupowicze polecają wszystko, jak leci, co jest niezwykle irytujące. I albo nie czytają pytania do końca (bo kto by w dobie cyfryzacji męczył oczy), albo nie czytają ze zrozumieniem, albo mają silną potrzebę wypowiedzenia się na dowolny temat, nawet taki, o którym mają nikłe pojęcie, albo chcą zwyczajnie zrobić pytającego w balona.
Często w grupach nie tylko książkowych, ale i filmowych, do których należę, uczestnicy dyskusji mają w nosie wytyczne odnośnie do poszukiwanych książek i polecają cokolwiek, co choć trochę pasuje do tematu (lub — o zgrozo — nie pasuje w ogóle). Na przykład, gdy ktoś poprosi o powieść, gdzie głównym bohaterem jest typ mężczyzny o silnym charakterze, może spodziewać się w odpowiedzi tytułu, gdzie autor komentarza twierdzi, że głównymi bohaterami jest małżeństwo, co do końca nie jest prawdą, bo fabuła traktuje o relacjach między dwiema kobietami — panią domu i jej służącą — a mężczyzna nie dość, że nie ma silnego charakteru, to raczej jest postacią zupełnie poboczną i mało istotną.
Doskonale rozumiem, że uczestnicy dyskusji chcą zaprezentować książki godne polecenia, ale miło by było, gdyby spełniały one oczekiwania pytającego, a nie tylko się o nie ocierały lub były totalnie rozbieżne z preferencjami. Przypomina to sytuację, gdy ktoś chciałby kupić konia, a sprzedawca polecił mu słonia, ponieważ oba zwierzęta są dużymi ssakami, mają cztery nogi, oczy oraz zęby. A ponadto sprzedawca lubi słonie, dlatego rekomenduje nabycie takiegoż zwierzęcia.
W przypadku książek wiele osób polega na tego typu polecajkach, dlatego mam mały apel. Zanim zdecydujemy się namówić kogoś na zakup książki, zastanówmy się przez chwilę, czy nie zmarnujemy czasu i pieniędzy tej osoby, bo przecież sami nie chcielibyśmy się w ten sposób dać nabrać.
Napiszcie w komentarzach, czy kiedykolwiek spotkaliście się z podobnymi poleceniami.