Nie samą książką żyje człowiek #11

Lipiec sprzyja odpoczynkowi. W mieście pojawia się dużo wydarzeń i atrakcji, które w większości są bezpłatne. Nie będę o nich pisać, bo mimo tego wysypu dobrobytu, nadal nie mam czasu, aby z nich korzystać. Może zmieni się to już wkrótce. Natomiast odnoszę wrażenie, że w kinie panuje jakaś posucha, ale i tak udało mi się obejrzeć jeden bardzo dobry film, a do tego zbliżają się Nowe Horyzonty, czyli jeden z moich ulubionych festiwali filmowych.


Film

Oscar gwarantowany

Joanna Kulig i Tomasz Kot to para idealna. Role, w które się wcielili w „Zimnej Wojnie” reżyserii Pawła Pawlikowskiego odegrali po mistrzowsku. Historia trudnej miłości kompozytora pieśni ludowego zespołu „Mazurek” oraz jego podopiecznej Zuli, ukazana na czarno-białych obrazach, aż kipi namiętnością. Kochankowie nie mieli łatwo, nie dość, że łączyła ich duża różnica wieku oraz zależność nauczyciel-uczennica, to jeszcze spotkali się w powojennych czasach, gdy Polska była za żelazną kurtyną. Mimo że to historia miłosna, ten film nie ma nic z romantycznej komedii. To dramat w czystej postaci, a momentami ogląda się go nawet jak pełen napięcia thriller. Pawlikowski nie pozwala widzowi nudzić się ani chwili. Do tego dochodzi wspaniała ludowa muzyka, historia „Mazurka”, który jest oczywistym odniesieniem do „Mazowsza”, trudy emigracji oraz przepiękne, zapierające dech w piersi kadry. Niedawno portal „The Playlist” opublikował ranking oscarowych faworytów i „Zimna wojna” znalazła się we wszystkich głównych kategoriach. Ja się temu zupełnie nie dziwię. Oscar powinien być gwarantowany!

Moja ocena: 10/10 


Festiwal muzyczny

Zlot czarnych

Według relacji świadków, czyli stałych bywalców Castle Party nic tam nie było tak, jak być powinno. To był mój pierwszy wyjazd na ten festiwal muzyki gotyckiej w Bolkowie, mimo że istnieje on już od 1994 roku. Ciężko mi zatem się odnieść do tych zarzutów, jednak patrząc z opisu, jak to wyglądało w poprzednich latach, to takie stwierdzenie wydaje się całkiem słuszne. W tym roku było naprawdę mało ludzi (widać to, nawet oglądając zdjęcia), nie było wody w basenie, z którego wcześniej wszyscy bardzo chętnie korzystali, dawny ewangelicki kościół był w remoncie i zamiast niego sceną stał się mały i duszny Dom Kultury, a na domiar złego główna gwiazda imprezy, czyli zespół Samael zagrał w ostatni dzień festiwalu, dopiero w niedzielę i to o 22:50. Kapele były słabsze niż w poprzednich edycjach, a bilety stosunkowo drogie – karnet kosztował 290 zł, a wejściówka na jeden dzień 180 zł. Natomiast były dwa ogromne plusy Castle Party. Po pierwsze poznałam tam wspaniałych, niezwykle interesujących ludzi. Po drugie to wielka atrakcja dla mieszkańców, którzy wynajmują pokoje, sprzedają czarne lody, pierogi z okna, wodę, czy szalone peruki, a przy okazji mogą popatrzeć na przebranych w mroczne, gotyckie stroje fanów tej muzyki i z niecierpliwością czekają na kolejny zlot czarnych, jak ich między sobą nazywają.

Krótki filmik z Bolkowa znajdziecie na moim Instagramie – TUTAJ

Moja ocena: 6/10


Festiwal filmowy

Odczarowanie pecha

Jako mieszkanka Wrocławia od lat chodzę na festiwal Nowe Horyzonty. Zdążył już on przez ten czas kilka razy zmienić swą pełną nazwę, ale zawsze jest to uczta dla kinomaniaka. Wyświetlane tam są nagradzane lub niszowe obrazy, które ciężko zobaczyć w multipleksie. Często miewam potknięcia przy kupnie biletów i trafiam na jakieś słabe produkcje, ale tym razem mam nadzieję, że odczaruję swojego pecha. W tym roku wybrałam aż sześć filmów, na które pójdę w piątek oraz w sobotę i są to: „Fantastyczna kobieta„, „Zniknięcie„, „The Real Estate„, „Skate Kitchen„, „Pewnego dnia” oraz „Thelma„. O wrażeniach z festiwalu będziecie mogli przeczytać w kolejnym wpisie z cyklu „Nie samą książką żyje człowiek”.

Pełny repertuar możecie znaleźć TUTAJ