Nie samą książką żyje człowiek #28
Właśnie się zorientowałam, że bardzo dawno nie było wpisu z cyklu „Nie samą książką żyje człowiek”. Od jakiegoś czasu mam mnóstwo bieganiny w życiu prywatnym, więc ciężko mi się z czymkolwiek zorganizować, ale już nadrabiam! Przede wszystkim chciałam Wam napisać o cudownym filmie Jana Komasy „Boże Ciało”, który właśnie został nominowany do Oscara, ale także o fenomenalnym spektaklu, który obejrzałam we wrocławskim Teatrze Muzycznym Capitol oraz o najnowszym sezonie „Stranger Things”, który diametralnie różni się od poprzednich części. Zatem zaczynajmy!
Film
Liczę do Oscara
„Boże Ciało” ma wszystko, co może mieć Oscarowa produkcja — wartościową, interesującą i poruszającą historię, świetną grę aktorską, wspaniałe ujęcia i klimat. O czym jest film? Młody, gorliwie wierzący chłopak, wychodzi z poprawczaka i zamiast trafić do pracy do zakładu stolarskiego, podszywa się pod księdza w małej parafii na prowincji. Jego podejście zupełnie różni się od dotychczasowych działań proboszcza. Swoją swobodą i zaangażowaniem w problemy lokalnej społeczności oczarowuje nawet najbardziej hardych mieszkańców miasteczka. Co ciekawe jest to historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, co nadaje jej dodatkowej pikanterii. To naprawdę dobry film, a rola Bartosza Bielenii jest wprost hipnotyzująca. Liczę na Oscara!
Moja ocena: 10/10
Serial
Słodkości, marynarskie mundurki i rozciapane szczury
Ciężko jest pisać o kolejnym sezonie serialu, nie robiąc spojlerów, ale się postaram. Pierwszy sezon „Stranger Things” oglądałam z dużym zainteresowaniem, drugi podobał mi się znacznie mniej, ale był do przełknięcia, natomiast trzeci to jakiś totalny i beznadziejny miszmasz. Głowni bohaterowie coraz bardziej dojrzewają, więc przez relacje miłosne zaczynają pojawiać się rozłamy i podziały na grupy. Moim zdaniem był to zupełnie nietrafiony zabieg, bo zamiast wartkiej akcji odbiorca otrzymał nazbyt wiele młodzieżowego serialu, a to raczej nie jest produkcja dla młodszych nastolatków. Ponadto twórcy totalnie przekombinowali fabułę. Mamy tu kolorowe centrum handlowe, złych Rosjan, dziwne szyfry i biegającego w marynarskim mundurku Steve’a. A wszystko to okraszają nieprzyjemnie rozbryzgujące się szczury. Nie! To już nie jest mój klimat!
Moja ocena: 4/10
Teatr
Prostytutki skradły moje serce
W weekend miałam przyjemność wybrać się do Teatru Muzycznego Capitol. Ponieważ oboje z mężem lubimy powieści Marka Krajewskiego, o przedwojennym niemieckim detektywie Eberhardzie Mocku, który w ciemnych zaułkach Breslau bada brudne sprawy, postanowiliśmy się wybrać na spektakl inspirowany tymi książkami. Musical „Mock. Czarna Burleska” zachwycił mnie pod każdym względem — doskonałe głosy, wspaniałe teksty piosenek i muzyka (orkiestra dostała największe owacje), spinająca się klamrą fabuła, interesująca aranżacja sceny, cudowne kostiumy, choreografia i przede wszystkim gra aktorska. Naprawdę nie było się do czego przyczepić! Aktor grający głównego bohatera dał czadu i stanął na wysokości zadania, ale to wykreowane postaci otaczających go prostytutek najbardziej skradły moje serce.
Moja ocena: 10/10