Nie samą książką żyje człowiek #3

Dziś, w trzecim poście z cyklu „Nie samą książką żyje człowiek” opowiem Wam o trzech filmach, które obejrzałam w kinie w grudniu. Dwa były wybitnie dobre (i do tego polskie), a jeden tak słaby, że… No, ale o tym później. Czas na filmowe podsumowanie!

Najlepszy z najlepszych

Najlepszym filmem obejrzanym przeze mnie w grudniu był… „Najlepszy” w reżyserii Łukasza Palkowskiego. Film opowiada historię narkomana Jerzego Górskiego, który wyszedł z nałogu i wygrał najtrudniejszy triatlon świata – podwójny Iron Man. W rolę głównego bohatera wcielił się doskonały Jakub Gierszał. Historia mimo, że jest inspirowana faktami, nie jest w 100% odzwierciedleniem życia i działalności Górskiego, ale pozwala choć w części poznać jego osiągnięcia. Wszystko jest tu zrobione jak należy – narkomani, wyglądają jak narkomani, lekarze, jak lekarze, a matka, jak matka. Pełna naturalność i zero cukierkowej ściemy wyciskanej na potrzeby filmu. To naprawdę kawał dobrego, polskiego kina.

Moja ocena: 10/10


Święta po polsku

Grudzień jest dobrym miesiącem na oglądanie świątecznych filmów,  ten jest o Wigilii Bożego Narodzenia, ale w zupełnie innym wydaniu. „Cicha noc” to doskonały obraz wyreżyserowany przez Piotra Domalewskiego. Jeśli lubicie filmy Wojtka Smarzowskiego, to ten film też Wam się spodoba. Opowiada o losach wielodzietnej rodziny, w której brakowało ojca, bo ciągle przebywał na emigracji zarobkowej. Teraz w jego ślady poszedł syn, który chce poukładać sobie życie i wyprowadzić się za granice na stałe. Jest tu normalność, jest nuta patologi, jest odrobina miłości – tej zwykłej nienadmuchanej. Tak mogłaby wyglądać przeciętna polska rodzina. To dramat, ale niektóre dialogi sprawiają, że publiczność śmieje się do łez. „Cicha noc” to kolejny bardzo dobry polski film, który trafił do kin w ubiegłym roku.

Moja ocena: 9/10


Gwiezdna kupa

Być może obrażę teraz zagorzałych fanów Gwiezdnych Wojen, ale to, co zrobili twórcy najnowszej części tego cyklu to jedna wielka kupa. „Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi” były tak nudne, że gdyby nie to, że wybrałam się na seans w technologi 4DX, to bym zasnęła w pierwszej godzinie. Jedynie ruszające się i wibrujące fotele oraz pryskająca w twarz woda pozwoliły mi dotrwać do końca. Akcja to jakieś pomieszanie z poplątaniem, fabuła była naciągana i nijaka, a bohaterowie drętwi. Ja rozumiem chęć sławy i zyskania kupy pieniędzy, ale nie róbmy przy tym kupy z czegoś, co było kultowe. Jakiekolwiek punkty temu filmowi przyznaję jedynie z sentymentu.

Moja ocena: 2/10