Nie samą książką żyje człowiek #6
Tym razem nie będzie o kinie, bo po pierwsze było o nim sporo ostatnio, a po drugie nie obejrzałam nic od ostatniego wpisu z cyklu „Nie samą książką żyje człowiek”. Będzie za to o teatrze, krakowskich muzeach oraz o zespole muzycznym, który odkryłam bardzo późno i jestem w nim zakochana niczym nastolatka.
Teatr
Wulgaryzm na deskach
Skuszona afiszem teatralnym z tytułem książki Eleny Ferrante, postanowiłam wybrać się do Wrocławskiego Teatru Współczesnego na „Genialną Przyjaciółkę”, czyli spektakl Weroniki Szczawińskiej, oparty na Cyklu Neapolitańskim autorstwa tajemniczej włoskiej pisarki. Doskonałym rozwiązaniem było rozsadzenie publiczności na ławkach, krzesełkach i kocach z poduszkami, świetna była gra aktorska i… niestety nic poza tym. Spektakl niewiele odzwierciedlał z tego, co znajduje się w książce. Reżyserka postawiła na wulgarne zachowania, rekwizyty w postaci materiałowego złotego penisa, poklepywanie się po pośladkach i bardzo seksistowskie zachowania, które owszem były w fabule powieści Eleny Ferrante, ale nie były jej trzonem – w przeciwieństwie do sztuki teatralnej. Odniosłam wrażenie, że panował chaos i niedobór aktorów, którzy grali po kilka postaci naraz, nie przebierając nawet strojów tylko przedstawiając się w stylu: „Teraz nazywam się…” Mimo że było kilka zabawnych momentów, zupełnie nie tego oczekiwałam i widząc zniesmaczone miny publiczności, inni widzowie także.
Moja ocena: 4/10
Muzeum
Święty spokój w synagodze
Pierwszy raz w życiu byłam w synagodze. Bardzo lubię zgłębiać informacje na temat odmiennych kultur i religii, ale jeszcze nigdy nie miałam okazji być w żydowskiej świątyni. Znajdująca się na krakowskim Kazimierzu Stara Synagoga nie jest szczególnie urodziwa, ale skrywa za sobą wspaniałą historię. Obecnie znajduje się w niej muzeum, w którym odwiedzający mogą obejrzeć, m.in. jarmułki czy sześcioramienne świeczniki, a także przeczytać ciekawe informacje o żydowskich obrządkach. Wprawdzie nie ma tam multimedialnych, kasowych zabiegów przyciągających turystów, ale jest w tym muzeum klimat, spokój i kawał prawdziwej historii.
Moja ocena: 7/10
Artysta absolutny
Muzeum Narodowe w Krakowie obecnie prezentuje prace Stanisława Wyspiańskiego. I prezentuje je prawie dobrze. Zwiedzający najpierw mogą zapoznać się z obszernym kalendarium – które nie tylko przedstawia etapy życia i twórczości tego wybitnego artysty, ale także fakty historyczne, które miały miejsce w tym samym czasie – aby później przejść do wystawy jego dzieł. Przedstawione są tam projekty witraży, obrazy, meble, a nawet zasłony projektu Wyspiańskiego. Wspomniana jest także jego twórczość teatralna. Dzięki możliwości zwiedzenia wystawy z przewodnikiem, która jest zupełnie bezpłatna, ale trzeba trafić na odpowiednie godziny, można było posłuchać o pikantnych szczegółach z życia tego artysty absolutnego, jak został nazwany przez przewodniczkę. Wystawa jest godna uwagi i to głównie ze względu na nią tym razem odwiedziłam Kraków, ale prezentacja niektórych prac jest fatalna. Projekty witraży są położone płasko, w bardzo bliskiej odległości od siebie, przez co zwiedzającym ciężko jest zobaczyć je w całości. W sali, w której są prezentowane, spokojnie zmieściłyby się w pozycji pionowej i to diametralnie zmieniłoby postać rzeczy. Doskonałym zabiegiem było odwrócenie jednego z witraży i ukazanie do w podwieszonym, na skośnym suficie, lustrze, z tym że zwierciadło było krzywe, niewypolerowane i cały efekt poszedł na marne. No cóż, zbiory i informacje były interesujące, ale muzeum powinno jeszcze popracować nad ich prezentacją.
Moja ocena: 7/10
Muzyka
Uwaga! Szaleńcy na łąkach!
Dlaczego?! Dlaczego mi nikt wcześniej nie powiedział o Łąki Łan? No dobra, słyszałam już o nich dawno, ale nie słyszałam ich. Od kiedy wpadł mi w ucho utwór „Jammin'” zakochałam się absolutnie. Później był „Łan Pała”, „Propaganda”, „Pola Ar”… A później, mimo że do tej pory płyty nie kupiłam sama dla siebie nigdy (kasety to i owszem, ale to były inne czasy), to od razu rzuciłam się na trzy krążki. Po ich odsłuchaniu przyszły kolejne olśnienia jak „Galeon”, czy „Bzyk”. Jeśli spojrzeć na to bez refleksji zespół śpiewa głównie o polach, robakach, łąkach i trawie, ale gdy bliżej przyjrzymy się warstwie muzyczno-tekstowej odkryjemy inny świat i drugie dno. Gdy dodamy do tego wrażenia wizualne, czyli psychodeliczne, postrzelone teledyski i szalone stroje sceniczne powstaje prawdziwa petarda!
Moja ocena: 10/10