Nie samą książką żyje człowiek #7

W tym roku wręczenie Oscarów wzbudziło dość sporo kontrowersji, ale to nie znaczy, że wytypowane filmy były kiepskie. Raczej rozdysponowanie nagród zaskakujące. Okres rozdania tych, bodajże najważniejszych, filmowych statuetek, to idealna okazja dla kinomaniaków, można bowiem obejrzeć nagrodzone produkcje. Postanowiłam z niej skorzystać i zobaczyć kilka ciekawych filmów, w tym tych nagrodzonych.


Kino

Miłość kobiety do ryby

W tym roku najwięcej oscarowych statuetek (cztery) zdobyła produkcja w reżyserii Guillermo Del Toro „Kształt wody”: nagroda za najlepszy film, dla najlepszego reżysera, za najlepszą scenografię oraz najlepszą muzykę oryginalną. I tu trzeba przyznać, jeśli chodzi o scenografię i muzykę, ten film był wybitny, jeśli chodzi o grę aktorską – także. „Kształt wody” był piękny wizualnie, nieoczywisty, pełen symboliki i uczuć. Niema główna bohaterka, która przez cały film posługiwała się językiem migowym, wykonała wspaniałą robotę i nie zdziwiłabym się, gdyby dostała statuetkę dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej, ale… Ja wiem, że to rodzaj współczesnej baśni, ja wiem, że taki był zamysł, ja wiem, że to obraz fantasy, ale fabuła była tak pokręcona, że własnym oczom nie dowierzałam. Jedna z komentatorek na Film Webie skomentowała: „Czy ja właśnie zobaczyłam film o miłości kobiety do ryby?” Tak! Mniej więcej tak można by było jednym zdaniem opisać ten scenariusz.

Moja ocena: 8/10


Genialna mieszanka z klimatem małomiasteczkowości

„Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri” w reżyserii Martina McDonagha to najlepszy film, jaki widziałam w ciągu ostatnich miesięcy. To dramat, to film obyczajowy, to western, to komedia. Idealna mieszanka gatunków. Poruszający, bulwersujący, wywołujący ogromne emocje. Tutaj żadna z postaci nie jest oczywista – ani matka walcząca o przyspieszenie śledztwa w sprawie tragicznie zmarłej córki, ani dobry policjant, ani zły policjant, ani zabita córka, ani nawet oprawca. W „Trzech Billboardach za Ebbing, Missouri” wszystko jest genialne – fabuła, gra aktorska, muzyka, dialogi, ujęcia i klimat małomiasteczkowości. Po obejrzeniu tej produkcji miałam poczucie pustki. Bo wiem, że niestety jeszcze przez długi czas nie zobaczę w kinie nic aż tak dobrego.

Moja ocena: 10/10


Duch prawdziwego dziennikarstwa

Jedną z moich ulubionych aktorek jest Meryl Streep. Tym razem mogłam ją podziwiać w roli charyzmatycznej właścicielki „The Washington Post” w filmie „Czwarta Władza” w reżyserii Stevena Spielberga. Jest tam pokazana nie tylko walka wielkich redakcji gazet o najszybsze zdobycie i wydrukowanie informacji, ale także kobieca walka o władzę i przetrwanie w zdominowanym przez mężczyzn świecie. Szłam do kina z pewną wizją, jak ten film będzie wyglądał i czego po nim oczekuję – doskonałej reżyserii, dużo Maryl Streep oraz ducha prawdziwego dziennikarstwa. I to wszystko dostałam, jednak niczym więcej nie została zaskoczona.

Moja ocena: 7/10


Kopciuszek bez ostatniego guzika

Oglądając zapowiedź „Madame” (reż. Amanda Sthers) liczyłam, że wybiorę się na pełną humoru i zabawnych gagów komedię romantyczną, a niestety, jak to się często dzieje, najlepsze momenty zostały już ujęte w trailerze. Film opowiada o służącej, która przez przypadek została zaproszona jako gość na przyjęcie pani domu, dla której pracuje i tam, odpicowana jak nigdy, poznała mężczyznę z wyższych sfer. Typowa historia współczesnego kopciuszka. Gdyby widz miał jakieś wątpliwości, o jaką baśń chodzi, to zostaną one rozwiane przez scenę, w której Marie zostaje odgoniona od stołu przez swoją pracodawczynię równo o północy, o czym świadczy oczywiste ukazanie zegara i jego wskazówek oraz bicie dzwonów, niczym w kościele. Mógłby to być miły film, akurat na popołudniowy weekend, gdyby nie mnogość jakichś dziwnych wątków –  zdrada na lewo i prawo, gdyby nie jakaś dziewczyna wiecznie koczująca przy basenie (ładna, ale nie wiem, kto to miał być), gdyby nie Marie leżąca po seksie w staniku (jak się wstydziła, mogła być nakryta kołdrą), gdyby nie jakiś dziwny wątek z powieścią rozwianą przez wiatr, brakiem pieniędzy na koncie i sprzedażą obrazu. No i zakończenie… Tak jakby nic w tym filmie nie było dopięte na ostatni guzik.

Moja ocena: 4/10