Nie samą książką żyje człowiek #9

W tym zwariowanym okresie, w którym nie mam ani chwili wytchnienia, jakimś cudem, udało mi się znaleźć czas na rozrywkę spoza literackiego świata. Pewnie zauważyliście, że ostatnio na blogu jest trochę mniej wpisów, że na Social Media jestem mniej aktywna, a ilość publikowanych recenzji jest żenująco mała. Już się tłumaczę: za niecałe dwa tygodnie biorę ślub. Przygotowania mnie przygniotły z wielką siłą i nie chcą wypuścić ze swych zdradzieckich objęć. Jeszcze chwila, jeszcze momencik i wszystko wróci do normy (mam przynajmniej taką nadzieję), a tymczasem zapraszam na najnowszy wpis z cyklu „Nie samą książką żyje człowiek”.


Film

Miłość zamiast wojny

Gdy zobaczyłam, że w ramach festiwalu filmów dokumentalnych „Millennium Docs Against Gravity” będzie wyświetlany dokument – „Lubow – Miłość po rosyjsku” – przygotowany, m.in. przez Swietłanę Aleksijewicz, białoruską literacką noblistkę, piszącą głównie o wojnie i nieszczęściach, musiałam na to się wybrać. Tym bardziej że dla Aleksijewicz miłość to temat nowy. Niby błahy, niby prosty, niby nic nie wnoszący, a jednak dziennikarka podeszła do zagadnienia zupełnie inaczej niż robili to inni. Po pierwsze nie chodzi, o jakąkolwiek miłość, ale miłość Rosjan, którzy bardziej czerpią siłę z nieszczęść niż z zakochania się, którzy są serdeczni, ale mało uczuciowi, którzy są odbierani jako twardy, nieustępliwy naród. Noblistka przepytuje osoby z różnymi historiami, wykonujące różne zawody. I mamy na przykład obraz mężczyzny, którego żona zdradzała i zdradza, który opiekuje się ciężko chorą córką. Oczywiście nie jest jej biologicznym ojcem, o czym wie. Mamy kobietę, która mieszka z byłym mężem, mimo że są wiele lat po rozwodzie, a on się do niej nie odzywa. Mamy staruszkę, która niedawno została wdową. Mamy także byłą żonę oficera KGB, który cierpiał na manię prześladowczą. I wiele, wiele innych fascynujących postaci, którzy opowiadają swoje historie i próbują odpowiedzieć na pytanie, czym jest dla nich miłość. Aleksijewicz w tym dokumencie przyznaje, że od początku wiedziała, że będzie to temat trudny, ale nie spodziewała się, że aż tak. Film „Lubow – Miłość po rosyjsku” powstał w 2017 roku, przy okazji zbierania materiału do książki pisarki. Po obejrzeniu tego dokumentu nie mogę się już doczekać, aż będzie dostępna w polskich księgarniach.

Moja ocena: 10/10


Jak zmarnować genialny temat…

Kolejnym filmem, który obejrzałam w ramach „Millennium Docs Against Gravity” był „Eks-szaman”. Jak się można domyśleć po tytule, jest to historia człowieka, który niegdyś był szamanem. Paiter, nazywani także Surui, to rdzenna ludność indiańska Brazylii, pierwszy kontakt z zachodnią cywilizacją mieli dopiero w 1969 roku. Zostali „ucywilizowani” – dotarły do nich ubrania, jedzenie, na które nie trzeba polować, a także nowa dla nich religia, głoszona przez księdza Kościoła Katolickiego. Czary, medycyna naturalna, czy inne „szamańskie usługi” zostały surowo zakazane, jako pochodzące z piekła. Społeczność odrzuciła szamana, który wcześniej cieszył się wielkim poważaniem. Musiał on zmienić styl życia, przywdziać białą koszulę i regularnie chadzać do kościoła. Temat, który został poruszony w tym dokumencie, jest genialny, ale jego opracowanie było bardzo słabe. Po pierwsze niektóre sceny są ewidentnie reżyserowane od A do Z, co niestety widać. Szaman powinien być bohaterem, a w niektórych momentach jest bardzo nieudolnym aktorem. Zabrakło też dobrego narratora lub rozmówcy, który zadałby odpowiednie pytania. Odpowiedzi na pewno byłyby o wiele bardziej fascynujące, gdyby zamiast z ust bratanka głównego bohatera tej historii, pytania padły od antropologa, albo innego znawcy kultury Indian. Nawet najfantastyczniejsza historia traci swą moc, gdy wieje od niej sztucznością, a wątkiem pokieruje się nieodpowiednio. Szkoda! Bo przecież mogło być tak pięknie…

Moja ocena: 3/10


Serial

Klimat, który wciąga jak czarna dziura

Od niedawna jestem posiadaczką konta na Netflixie i dopiero odkrywam seriale, które większość z użytkowników już widziała. Na razie obejrzałam po dwa sezony „The Crown” oraz „Stranger Things”, a teraz jestem tuż po skończeniu „Dark”. Ależ to jest genialny serial! Początkowo zniechęcał mnie fakt, że to niemiecka produkcja, ponieważ bardzo nie lubię filmów ani seriali w tym języku, ale genialna fabuła, muzyka, świetna gra aktorska oraz bardzo mroczny i niepokojący klimat sprawiły, że zakochałam się w „Dark” od pierwszych minut, pierwszego odcinka. Mamy tu porwania dzieci, mamy niejasne postaci, mamy grupę nastolatków i grupę dorosłych z masą problemów, mamy motyw czarnej dziury, podróży w czasie, współczesne lata, lata 80. i 50, elektrownię atomową oraz tajemnicze jaskinie. Ta wybuchowa mieszanka jest wspaniale dopracowana, w najdrobniejszych szczegółach, a muzyka wspaniale buduje napięcie. Następny sezon prawdopodobnie będziemy mogli zobaczyć dopiero w 2019 roku. Jak żyć?

Moja ocena: 10/10


Aktywna rozrywka

Mnóstwo kodów nie do przejścia, przynajmniej dla mnie…

W ten weekend zaliczyłam pierwszą w życiu wycieczkę do Escape Roomu. Zostałam zaproszona tam na swój wieczór panieński i muszę przyznać, że zabawa była wyśmienita. Pokój „Piła” we wrocławskim rynku był dość trudny, szczególnie dla osób początkujących, jakimi byłyśmy. Akcja rozpoczyna się z jedną latarką na grupę (w naszym przypadku czteroosobową), jest tam mnóstwo kłódek z kodami, sejf, zagadki, puzzle, monety, dodatkowy pokój ukryty w szafie, a to wszystko łączy się w świetną całość. Niestety nie udało nam się rozwiązać zagadki, zdobyć potrzebnego telefonu i wyjść na czas, ale i tak zabawa była przednia. Jedyny minus był taki, że było za mało „Piły” w Pile.

Moja ocena: 8/10