Jak napisać recenzję nie czytając książki? – Poradnik Blogera
Dostajesz książki do recenzji, ale dopada Cię kompletna niemoc twórcza? Nie możesz przebrnąć przez wybrany tytuł albo po prostu wziąłeś książkę, żeby ją później przehandlować? Oto 5 prostych trików, jak napisać opinię, nie czytając książki! Sprawdź, jakie to łatwe!
- Nie czytaj książki do końca, wystarczy 50 stron.
- Wejdź na inne recenzje lub przeczytaj opis z tyłu książki i wyciągnij esencję od innych.
- Napisz opis książki (to już trochę słów), później użyj standardowych sformułowań: „książka była ciekawa”, „bohaterowie bardzo mi się podobali”, „książkę czyta się szybko”, „zakończenie było zaskakujące”.
- Nie rozpisuj się, żeby nie wyszło, że nie przeczytałeś książki w całości.
- Napisz pozytywną opinię, wtedy nikt się do tego nie przyczepi.
Tym kontrowersyjnym wstępem chciałam poruszyć temat, który bardzo mnie irytuje w blogesferze zajmującej się literaturą. Coraz częściej spotykam się z „recenzjami”, napisanymi po tym, jak bloger ewidentnie nie przeczytał książki.
Jakże łatwo zamówić egzemplarz recenzencki… Później się okazuje, że tych egzemplarzy jest za dużo, albo książka najzwyczajniej w świecie nie przypadnie nam do gustu i pojawia się problem. Przecież umówiliśmy się z wydawnictwem, że napiszemy coś o otrzymanym tytule, a tu lipa… Nie da się tego czytać!
Zamiast sklecać na kolanie tekst o czymś, o czym nie mamy pojęcia i robić głupka z wydawnictwa, autora, czytelników bloga i z samego siebie… poprośmy o przedłużenie terminu na recenzję, albo przyznajmy, że książka jest tak słaba, że może lepiej by było, abyśmy tej recenzji wcale nie pisali. Jeśli ktoś nie czytał książki, albo przeczytał ją w połowie to to widać.
Wielokrotnie spotkałam się z sytuacją, że ktoś pisał o fabule, która w połowie, lub pod koniec książki okazywała się zupełnie inna. Dotyczyło to np. śmierci matki głównego bohatera, która tak naprawdę nie umarła, a on o tym nie wiedział (wyszło to dopiero na ok. 200 stronie), czy opisu sytuacji, które po rzetelnym przeczytaniu książki okazywały się zupełnie inne.
Nigdy nie zdarzyło mi się zrecenzować książki, której nie przeczytałam. Jeśli miałam problem z czasem lub przeliczyłam się w swoich siłach, zgłaszałam to wydawnictwu i prosiłam o więcej czasu. Staram się wybierać tytuły, które wiem, że przypadną mi do gustu. Jednak od czasu do czasu trafi się gniot jakich mało albo coś, co kompletnie nie jest w moim stylu, wówczas rozkładam sobie to na partie, na przykład zmuszam się do przeczytania 20-30 stron dziennie, w tym samym czasie sięgając po inną lekturę.
Oto kilka rad, jak nie zapędzić się w kozi róg i nie męczyć z recenzjami:
- Wybieraj tylko te tytuły, które Cię interesują, nie bierz wszystkiego, co proponuje wydawnictwo.
- Oblicz ile czasu potrzebujesz na przeczytanie książki, jaki termin jest wymagany przez wydawnictwo i zamów tylko tyle egzemplarzy, ile jesteś w stanie przeczytać, uwzględniając też fakt, że będziesz mieć ochotę na egzemplarze nierecenzenckie.
- Nie bój się odmawiać, jeśli dana książka Cię nie interesuje, nie bierz jej
- Jeśli już się zdarzy, że zamówiłeś książkę, która kompletnie nie przypadła Ci do gustu, rozłóż sobie jej czytanie na mniejsze partie, ustal, ile stron musisz przeczytać dziennie, żeby zmieścić się w wyznaczonym czasie.
- Jeśli w Twoim życiu pojawi się sytuacja losowa, przez którą nie możesz wyrobić się z przeczytaniem książki w terminie, poinformuj o tym wydawnictwo, z którym współpracujesz.
Mam nadzieję, że nigdy nie będziecie korzystać z trików wymienionych, jako pierwsze, ale, że przydadzą Wam się rady, które zamieściłam poniżej. Przede wszystkim pamiętajcie, że chociaż nie wiem, jak zgrabnie udałoby Wam się opisać książkę, której nie czytaliście, to i tak to widać. Szkoda takim postępowaniem zepsuć sobie opinię wśród czytelników oraz wśród współpracujących z Wami wydawnictw i autorów.