Jak nie zaczynać współpracy z wydawnictwem? – Najczęstsze błędy w mailach

Dziś miał być na blogu post o czymś zupełnie innym, ale otrzymałam nietypowego maila z prośbą o współpracę i na nim się skupię. Dlaczego był nietypowy? Ponieważ to idealny przykład, jak bloger nie powinien konstruować wiadomości kierowanych do wydawnictw, księgarń i innych podmiotów, z którymi chce współpracować. 

Zaznaczam, że tym postem nie zamierzam nikogo obrazić, bo zazwyczaj staram się pomagać, jak tylko potrafię, innym blogerom – po to zresztą powstał Poradnik Blogera. Chciałam jedynie pokazać osobom, które dopiero raczkują w blogosferze, jakich błędów nie należy popełniać, aby mieć szansę współpracę nawiązać. A treść tej wiadomości jest klasycznym przykładem takich błędów.

Oto wiadomość, którą dostałam:

Podstawowe błędy, które zawiera wiadomość to:

  1. Brak tematu wiadomości. To duże faux-pas. Znam osoby, które nie otwierają takich maili z zasady. Jest to najzwyczajniej w świecie nieeleganckie i świadczy o niechlujności osoby, która wysyła taką korespondencję.
  2. Mail zawierał dużo błędów, zarówno błąd ortograficzny, jak i błędy interpunkcyjne. Tego nie trzeba nikomu wyjaśniać, że osoba pisząca (szczególnie o książkach) nie powinna robić ich również w mailach.
  3. W wiadomości znalazły się same ogólniki – zabrakło np. informacji o statystykach, o ulubionych gatunkach literackich, czy konkretnym stażu bloga. Nie jest to konieczne, ale lepiej doprecyzować, wtedy są większe szanse na nawiązanie współpracy.
  4. I przede wszystkim, co najważniejsze, mail był wysłany do niesprawdzonego adresata. Co to oznacza? Na maila przypisanego do mojego bloga otrzymałam prośbę o współpracę z księgarnią. Nigdy nie prowadziłam księgarni ani w niej nie pracowałam. Skąd, więc ta wiadomość? Tego nie wiem.

Zaintrygowana wysłałam do nadawcy maila pytanie, myśląc, że osoba, która skonstruowała wiadomość, szybko się zorientuje w swoim błędzie, ale nie! Nie sprawdziwszy, z kim pisze, brnęła dalej.

5. Tutaj pojawił się kolejny błąd, zazwyczaj nielubiany przez wydawców i wszystkich innych, borykających się z wieloma mailami. Brak ciągłości korespondencji. Gdy piszemy wiadomości w jednym temacie, powinniśmy na nie odpowiadać z historią wcześniejszej korespondencji.

Widać, że osoba, która do mnie napisała, coś sobie sprawdziła na blogu (moje współprace), ale nadal nie zauważyła, że nie sprzedaję ani jednej książki. Bardzo mnie dziwi, że osoba, która prowadzi bloga kilka lat, robi takie błędy, zarówno w prowadzeniu korespondencji, jak i te zwykłe, językowe. Z ciekawości weszłam na rzeczonego bloga, który nie dość, że staż miał podejrzany, bo blog prowadzony jest od dwóch lat (czy dwa to już kilka?), a w 2018 roku, ma zaledwie siedem wpisów, to jeszcze opinie (bo recenzjami tego nie nazwę) były krótkie, jakby pisane na przysłowiowym kolanie i roiły się od błędów, podobnych do tych, które znalazłam w mailu. Po mojej krytycznej odpowiedzi, która była ostra, ale nie obraźliwa, dostałam jeszcze na zakończenie taką ripostę:

6. Nie pal za sobą mostów. To chyba najważniejsza złota rada, która w moim przypadku się sprawdza. Takim nieeleganckim zachowaniem można sobie spalić kontakt, który w przyszłości może Ci się przydać. Należy pamiętać, że świat wydawnictw wcale taki duży nie jest i osoba, która dziś jest blogerem, jutro może pracować u wydawcy, albo pracownik wydawnictwa może przejść do księgarni, z którą chcesz współpracować. Lepiej nic nie odpisywać niż pisać w niekulturalnym tonie.

Niestety często jest tak, że takie osoby podejmują współpracę z wydawnictwami, mimo w ten sposób wysłanego maila. A szkoda! Bo tak, jak w wysłanej wiadomości uważam, że to psucie opinii innym blogerom, którzy stają na głowie, żeby błędów nie robić i poświęcają swoim stronom wiele czasu oraz energii. To prawda, Pani popełniła błąd,  a nawet wiele błędów, mam więc nadzieję, że dopracuje swojego bloga, przemyśli sobie sprawę i kolejnym razem dużo lepiej się przygotuje do współpracy, chociażby sprawdzając adresata…