Afronauci. Z Zambii na Księżyc – Bartek Sabela
Z czym kojarzy Wam się Zambia? Mi z rozgrzaną słońcem Afryką, włóczniami, zwierzęcymi skórami przewieszonymi przez ramiona wojowników, pierwotnymi wierzeniami połączonymi z czarami i kurzem. Ale Zambia to też walka o niepodległość, chrześcijaństwo i odwaga jej mieszkańców. Czy wiecie, że ten kraj rywalizował w wyścigu o podbój kosmosu z USA oraz ZSRR? W latach 60. XX wieku jeden odważny człowiek stwierdził, że to Zambijczycy powinni stanąć na Księżycu, a później na Marsie i rozpoczął przygotowania do najdalszej podróży jaką kiedykolwiek przebył jakikolwiek człowiek.
Najpierw rakieta została wykonana z trwałego drewna, później z beczki po oleju. Do określenia paraboli lotu użyto łuku i strzały. Przyszli astronauci zostali przeszkoleni z wodowania, przystosowani do nieważkości przy pomocy specjalnej huśtawki oraz wytrenowani w… chodzeniu na rękach. Bo przecież jak inaczej chodzić po Księżycu?
„-Pierwszą rakietę tata zbudował z mukwy – opowiada syn Mukuki Nkolso, rysując w powietrzu kształt rakiety. – To najmocniejsze drewno na świecie, robi się z niego na przykład rękojeści karabinów. A Bóg pobłogosławił i w Zambii mamy tego drewna bardzo dużo. Drugą rakietę tata zrobił z azbestu. Potem zaczął eksperymenty z beczkam, metalowymi i mocnymi. Takimi jakich się używa do transportu paliw”*.
Bartek Sabela zainspirowany pewnymi fotografiami wyrusza w podróż, aby odnaleźć marzyciela, naukowca i filozofa, w którego głowie pojawił się pomysł podróży na Księżyc. To nie były zwykłe mrzonki. On zebrał ekipę ochotników oraz rozpoczął przygotowania z prawdziwego zdarzenia. Brzmi nieprawdopodobnie? Nie dla wszystkich! Dyrektorem szkoły zambijskich astronautów interesowały się zagraniczne media, na temat Mukuki Nkolso rozpisywała się nawet prasa ze Stanów Zjednoczonych.
Czy to był żart, szaleństwo, czy jednak marzenie, w które Mukuka Nkolso głęboko wierzył? Tego nie wiadomo. Bartek Sabela mimo wielu prób nie odnalazł za wiele dokumentacji, spotkał się zaledwie z garstką świadków tamtych wydarzeń, w tym z synem samego twórcy zambijskiego programu kosmicznego. Gdy pytał o próby wystrzelenia beczkowych rakiet Zambijczycy, albo pukali się w głowę, albo nie mieli pojęcia, że taki incydent miał miejsce w ich kraju.
Autor ukazał zatem całe tło historyczne, kulturowe, religijne i społeczne oraz skąpe fakty, do których udało mu się dotrzeć. Po lekturze tego reportażu czytelnik może wyraźnie wyczuć, że zaangażowanie w poszukiwania było duże, ale zabrakło źródeł, z których Sabela mógłby czerpać wiedzę. Jest pokazana walka o niepodległość, dysproporcja między nielicznymi białymi trzymającymi władzę, a uciśnionymi czarnymi, którzy spod tej władzy próbowali się wyzwolić. Mowa tu oczywiście o koloni brytyjskiej, niewolnictwie oraz braku praw dla czarnoskórych Zambijczyków.
Niestety widać, że coś w tej przygodzie poszło nie tak, że ludzie nie pamiętają lub nie chcą pamiętać ambitnego planu swojego rodaka. Brak archiwów, brak zdjęć, brak zachowanych prototypów rakiet. Jednak mimo niedosytu w postaci relacji świadków tych wydarzeń warto ten reportaż przeczytać, choćby po to, żeby poczuć tę odwagę, która tkwiła w mężczyźnie kierującym swoją włócznię w stronę Księżyca i marzącym o tym, że jest w stanie tam polecieć oraz zatknąć zambijską flagę w księżycowym piasku.
*Sabela B., Afronauci. Z Zambii na Księżyc, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017, s. 197.
Moja ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania e-booka dziękuję księgarni internetowej Woblink.