Czarownice nie płoną — Jenny Blackhurst

Psychokineza, wcześniej określana jako telekineza, to termin używany w parapsychologii do opisu „rzekomego wpływu na fizyczne otoczenie z odległości, wywołanego za pomocą mocy psychicznych, bez fizycznej ingerencji”*. Inaczej mówiąc, jest to możliwość przenoszenia przedmiotów siłą woli. Czy takie zdolności istnieją naprawdę? Nikt tego nie udowodnił w sposób stricte naukowy, ale motyw ten jest chętnie wykorzystywany w wielu książkach.

Mała Ellie jako jedyna uratowała się z pożaru, w którym zginęli jej rodzice i młodszy brat. Dziewczynka trafiła do rodziny zastępczej. Ze względu na tragiczną przeszłość Ellie i dziwne rzeczy, które się wokół niej dzieją, mieszkańcy miasteczka traktują dziecko, niemal jak czarownicę. Jedenastolatka czuje się bardzo samotna i tak naprawdę ma tylko dwie osoby, które jej sprzyjają — psycholożkę z ośrodka pomocy społecznej Imogen Reid oraz przybraną siostrę Marry. Czy dziewczynka rzeczywiście ma jakieś nadprzyrodzone zdolności, czy jednak to jedynie wymysł zaściankowych ludzi?

„Czarownice nie płoną” to książka, która miała potencjał. Małe dziecko, wokół którego dzieją się dziwne rzeczy, jest uważane za uosobienie zła. Brzmi ciekawie. Niestety Jenny Blackhurst ten potencjał zmarnowała po całej linii. Fabuła jest nijaka i infantylna. Autorka krąży i krąży wokół dwóch wątków — życia psychoterapeutki Imogen oraz problemów Ellie, ale niewiele z tych okrążeń wynika. W pewnym momencie robi się zwyczajnie nudno i bez polotu. Ponadto niektóre wątki są dodane ewidentnie na siłę i pojawia się spory zgrzyt podczas lektury.

Jenny Blackhurst wykorzystuje motyw telekinezy, który w literaturze jest dość oklepany, a autorka nawet nie próbuje wprowadzić do niego czegoś nowego. Postaci natomiast są płaskie, jednowymiarowe a ich problemy wydają się sztuczne i nadmuchane. Samo wydawnictwo też nie pomogło książce, dając na okładce totalny spojler: „Mówili, że jest niebezpieczna. Mieli rację”. Super! Wolałam jednak się o tym przekonać na ostatnich kartach książki niż od razu na froncie okładki. Nie wiem, kto wpadł na taki genialny pomysł. Normalnie marketingowy majstersztyk…

Jedyną zaletą tej powieści jest to, że jest napisana lekkim językiem i naprawdę szybko się ją czyta. Ale czy to na tyle duży atut, żeby się zdecydować na zakup czy choćby wypożyczenie książki? No nie wiem. Przed zabraniem się za tę powieść, czytałam o niej opinie w samych superlatywach, których teraz kompletnie nie rozumiem. Szkoda, że się tak zawiodłam.

* źródło Wikipedia, 22.10.2019.

Moja ocena: 4/10


Tytuł: Czarownice nie płoną
Autor: Jenny Blackhurst
Przekład: Izabela Matuszewska
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 416


Jeśli interesują Cię thrillery o telekinezie, przeczytać także recenzję: Carrie – Stephen King