Dan Brown Zwodniczy Punkt – recenzja

Dan Brown do tej pory był mi znany jedynie z powieści o Robercie Langdonie tropiącym sekrety masonów. W „Zwodniczym Punkcie” bohaterką jest piękna Rachel Sexton – analityk wywiadu pracująca dla prezydenta Stanów Zjednoczonych Zacha Herneya. Kobieta to także córka senatora Sedgewicka Sextona, głównego rywala głowy państwa w wyborach i zdecydowanego przeciwnika NASA – oczka w głowie Herneya. Tuż przed wyborami kobieta, w kompletnej tajemnicy, niespodziewanie zostaje wezwana do prezydenta, który zleca jej tajną misję. Satelita NASA wykrywa meteoryt w lodowcu na Arktyce. Powołani niezależni naukowcy potwierdzają, że w obiekcie znajdują się pozaziemskie formy życia. Odkrycie, nie tylko zaszokowałoby społeczeństwo, ale zapewniłoby prezydentowi przewagę w wyborach i zamknęło usta niewygodnemu senatorowi. Do Rachel należy poinformowanie nieufnych pracowników Białego Domu o wydarzeniu, zanim dowiedzą się o nim media i reszta świata. Kobieta na lodowcu poznaje światowej sławy oceanografa Michaela Tollanda. Bohaterowie wspólnie dowiadują się, że rzekome odkrycie jest sprytnie uknutą mistyfikacją. Kiedy prawda wychodzi na jaw ich życiu zagraża niebezpieczeństwo. Czy prezydent wiedział o intrydze? Kto za tym wszystkim stoi?

„Zwodniczy Punkt” to powieść inna niż Kod Leonarda Da Vinci. Nie ma w niej wątku masońskiego, nie jest też nafaszerowana symboliką. Nie brakuje jednak motywu spisku na najwyższych stanowiskach państwowych. Jest intryga, jest akcja, jest wątek miłosny, każdy znajdzie coś dla siebie. Dzięki dynamicznym zwrotom akcji powieść czyta się szybko. W książce można odnaleźć dużo terminów naukowych, które sprawiają, że czytelnik ma wrażenie, iż historia mogłaby się wydarzyć naprawdę. Polecam każdemu, kto lubi mocne wrażenia.

Moja ocena 7/10


Wydawca: Albatros

Data wydania: 2005 r.

Ilość stron: 526