Diabelski Młyn – Aneta Jadowska

Są tacy autorzy, którzy pierwszą część serii piszą na wysokim poziomie, a im dalej w las, tym jest gorzej. Ale są też i tacy, którzy z każdym tomem poprawiają swój warsztat i do nich należy Aneta Jadowska. „Dziewczyna z dzielnicy cudów”, czyli pierwsza część cyklu o Nikicie była bardzo słaba, kolejna, czyli „Akuszer Bogów” była średnia, natomiast trzeci tom – „Diabelski młyn” – wypadł całkiem dobrze. Wprawdzie nie jest to dzieło na miarę mistrzów polskiej fantasy, ale ta książka wyszła Jadowskiej przyzwoicie.

Nikita postanawia pomóc Robinowi w odkryciu jego przeszłości. Aby to zrobić, muszą dotrzeć do jego oryginalnych akt, znajdujących się w centralnym archiwum Zakonu. Problem w tym, że mieści się ono w nieistniejącym już, alternatywnym mieście. Droga prowadzi przez niebezpieczne rubieże. Bohaterowie potrzebują przewodnika, który może ich przez nie przeprowadzić. Jest w stanie to zrobić tylko jedna osoba – Cygański Książę. Tajemniczy mężczyzna ma jednak do załatwienia pewną skomplikowaną sprawę. Jeśli akcja się powiedzie, to jego tabor spotka dobrobyt. Jeśli nie – wszyscy zginą. Nikita i Robin staną przed trudną decyzją…

Gdyby Aneta Jadowska pisała od początku tak, jak to zrobiła w „Diabelskim młynie”, nie miałabym do jej twórczości większych zastrzeżeń. Wprawdzie nie jest to idealna powieść fantasy, ale została napisana na przyzwoitym poziomie. Wreszcie zniknęło użalanie się nad sobą głównej bohaterki, zniknęły zbędne powtórzenia oraz zbyt ostre cięcia akcji. Pojawili się za to nowi, niezwykle interesujący bohaterowie z cygańskiego taboru i wreszcie Robin, najciekawsza postać tej serii, dostał swój głos, jako narrator (naprzemiennie z Nikitą).

Pozostały natomiast głupkowate, irytujące teksty, które miały być oznaką doskonałego humoru Nikity i Robina, ale ewidentnie coś poszło nie tak, jak powinno. Oto kilka przykładów: „Odwróciła się i z marsem na czole podeszła do samochodu” (s. 6). Z tego, co mi wiadomo marsa można mieć na twarzy, chyba że chodziło o jakiegoś pryszcza. „Wisior na jej piersi był większy i tak błyszczący złotem, że gdzieś tam z zazdrości płakał zdetronizowany raper, do niedawna król bilingu” (s. 9). No aż mi się biedaka żal zrobiło… „Wyprowadził z Lasu Zwidów jak Mojżesz Izraelitów” (s. 14). Mało fortunne porównanie. „- Sorasski, krasnalu, to tak nie działa” (s.84). Może w tym dialogu nie byłoby niczego złego, gdyby walkiria nie kierowała słów do morderczyni, dzielącej swe ciało z potworem. „Słodki jeżu na sterydach […]” (s. 108). Ten tekst zostawię bez komentarza.

Czytając różne opinie o tej książce, zauważyłam, że dużo osób liczyło na romans między Robinem a Nikitą. To pewien rodzaj naiwności, ponieważ główna bohaterka jest stuprocentową, zadeklarowaną lesbijką. To tak, jakby Geralt z Rivii miał mieć romans z Jaskrem… Przyjaźń Nikity i Robina natomiast przechodzi kolejną fazę i to jest bardziej fascynujące i piękniejsze niż jakieś miłostki.

Niewątpliwą zaletą tej serii, o czym jeszcze nie pisałam, są bardzo dobre ilustracje Magdaleny Babińskiej. Niektóre z nich wprawdzie nie oddają dosłownie opisu, ale i tak są genialne.

Fabuła „Diabelskiego młyna” wciąga od początku w magiczny świat. Ucieczka od rozbudowanego i dość skomplikowanego miasta, na pełne magii rubieże i odejście od stałych bohaterów to dobre zabiegi, nadające świeżości temu tomowi. Cieszę się także, że Aneta Jadowska oddała wreszcie głos Robinowi i historia została opowiedziana z dwóch perspektyw, gdyż wcześniej narracja samej Nikity była dość drętwa i zbyt sztuczna. Tę część serii, mimo kilku niedoskonałości, przeczytałam wreszcie z przyjemnością.

* Wszystkie cytaty pochodzą z: Jadowska A., Diabelski młyn, Wydawnictwo SQN, Kraków 2018.


Recenzję „Dziewczyny z Dzielnicy Cudów” przeczytacie TUTAJ.

Recenzję „Akuszera Bogów” przeczytacie TUTAJ.


Moja ocena: 7/10

 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu SQN