Do końca świata — Tomasz Maruszewski

Stracić ukochaną osobę, to tak, jakby stracić samego siebie. W małżeństwach bywa różnie. Czasami pojawiają się kłótnie, czasem w związek wkrada się nuda, czasem mąż z żoną zamiast ze sobą, żyją obok siebie. Niekiedy dopiero po wielkiej tragedii lub impulsie z zewnątrz jesteśmy w stanie otrząsnąć się i uświadomić, ile druga połówka dla nas znaczy.

„Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego. […]”*

Jerzy jest szefem instytutu, w którym prowadzi ściśle tajny projekt. Żaden z zespołów nie zna efektu prac innych grup badawczych. Tylko szef jest odpowiedzialny za koordynację działań i wiedzę technologiczną, a kiedy nie ma go w pracy, wszystko zamiera. Gdy mężczyzna popada w depresję i godzinami leży w łóżku, Janek próbuje opiekować się ojcem. Chłopak jest szczęśliwy, gdy ten wstaje i rusza wreszcie do pracy. Szczęście jednak nie trwa długo. Dziwactwo ojca i ta jego Madzia, do której mówi z taką czułością, jak nigdy, doprowadzają Janka do szału. Syn musi odnaleźć w sobie siłę i ogromne pokłady miłości, aby zaakceptować nową sytuację.

„Do końca świata” to debiut Tomasza Maruszewskiego, ale muszę przyznać, że debiut bardzo udany. Jest to historia o miłości i o stracie. Mogłoby się wydawać, że to temat oklepany i przewałkowany już na milion sposobów, ale nie! Autor zabiera czytelnika do świata, gdzie nic nie jest oczywiste, gdzie realia mieszają się ze światem fantazji, gdzie psychika ludzka płata nam figle.

Bohaterowie są tu wykreowani perfekcyjnie, a świat przedstawiony to istny majstersztyk. W pewnym momencie miałam wrażenie, że coś nie gra, coś zaczyna zgrzytać, a zgrabna fabuła gdzieś się rozpada. Zaczynałam się wręcz dziwić zachowaniu syna, ojca i całego otoczenia aż nagle… Boom! Następuje kolejna eksplozja, wszystko wywróciło się do góry nogami i elementy układanki idealnie wskoczyły na swoje miejsce.

To naprawdę dobra powieść, wodząca odbiorcę za nos, bardzo nieprzewidywalna. Maruszewski, dzięki zgrabnym trikom wprowadza czytelnika w meandry ludzkiej psychiki. Mawia się, że na miłość nie ma definicji, ale moim zdaniem „Do końca świata” definiuje to uczucie doskonale. Sądzę, że ta powieść to mocna kandydatka do Nagrody Nike.

*Fragment wiersza Ks. Jana Twardowskiego, „Spieszmy się”.

Moja ocena 10/10


Tytuł: Do końca świata
Autor: Tomasz Maruszewski
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 256


Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi Tomaszowi Maruszewskiemu.


Jeśli lubisz książki mówiące o stracie, przeczytaj także recenzję: Po Trochu — Weronika Gogola