Dowód Życia – Richard Marsh, Jeff Hudson

dowod-zycia-b-iext28802898Co zrobić, gdy najlepsi lekarze nie dają szans na przeżycie? Mówią, że ukochana osoba nigdy nie wstanie, że jej mózg nie pracuje i zalecają, aby odłączyć ją od respiratora?

Leżał bezwładnie, nie mógł poruszyć żadną częścią ciała, nie mógł nawet mrugnąć, ani ruszyć gałkami ocznymi. Miał jednak pełną świadomość i słyszał, co mówią inni. Nikt nie wiedział, że żyje, czuje i myśli. Jego żona miała jeden dzień na decyzję, by odłączyć go od respiratora, a on miał, zaledwie 24 godziny, żeby udowodnić jej i lekarzom, że się pomylili, że ratowanie go ma sens. Brzmi jak z mocnego horroru? To wydarzyło się naprawdę.

Richard Marsh w książce „Dowód życia” opowiada o walce jaką stoczył po przebytym udarze. Był zupełnie bezwładny, nie mógł samodzielnie oddychać, ani nawet przełykać śliny. Podłączony do aparatury podtrzymującej życie był jak warzywo. Z jedną istotną różnicą – mężczyzna pozostawał w pełni świadomy tego, co dookoła niego się dzieje. Ludzie przebywający z nim w jednym pomieszczeniu mimo, że troszczyli się o niego z najwyższą starannością, traktowali go jak powietrze. Nikt się nie spodziewał, że leżący bez oznak życia człowiek wszystko słyszy i marzy, żeby ktokolwiek zwrócił się bezpośrednio do niego. Nawet lekarz, który proponował żonie chorego, aby odłączyła go od aparatury, bo według niego mózg przestał pracować, nie wiedział co się dzieje w głowie Richarda.

Choremu udało się przeżyć, dzięki zaangażowaniu szpitalnego personelu, specjalistów od rehabilitacji, neurologii i logopedii, a także dzięki determinacji jego rodziny – żony Lilii oraz córek z poprzedniego małżeństwa. I nie jest to spojler, gdyż mężczyzna dziękuje wszystkim za nieocenioną pomoc już na wstępie swej książki. Jego wzruszającą, a jednocześnie motywującą historię opisał profesjonalny pisarz Jeff Hudson. Oprócz przerażającego obrazu u progu śmierci Marsh opowiada o procesach rehabilitacji. Musiał od początku nauczyć się oddychać, przełykać, poruszać, mówić, a nawet jeść. Najbardziej w całej opowieści podobała mi się postać rehabilitanta Richarda – tam, gdzie inni załamywali ręce, on brnął nieustępliwie dalej.

Książka jest niesamowicie wzruszająca, nie raz zakręciła mi się łza w oku, kiedy ją czytałam. Pokazuje tytaniczną walkę człowieka o życie, o godność, o to aby się porozumiewać z innymi. Historia Richarda Marsha pobudza do dyskusji nad granicami współczesnej medycyny. Sprawia, że człowiek zaczyna się zastanawiać ile osób w ten sposób zostało uśmierconych. Z jednej strony nikt nie chciałby leżeć jak warzywo w cierpieniu przez wiele lat, a z drugiej strony przedstawiona historia bohatera pokazuje, że warto walczyć do ostatków tchu, aby wygrać. Wygrać walkę o własne życie.

Moja ocena 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Panu Michałowi z serwisu Interia

interia (2)

interia360