Duchy Jeremiego – Robert Rient

Młodzi ludzie w okresie dojrzewania z nieukształtowaną psychiką szczególnie źle radzą sobie z problemami. Wielu dorosłych pomyśli sobie, że problemy dwunastolatka to nic w porównaniu z płaceniem rachunków, pracą, opieką nad domem i codziennymi obowiązkami. Młody chłopiec musi jednak wpasować się w środowisko, dostosować do warunków panujących w szkole, a gdy do tego dojdzie jeszcze zmaganie się z ciężką chorobą matki, starością dziadka oraz świadomość, że nigdy nie był tym, kim mu się wydawało, wtedy zaczynają się prawdziwe schody, przez które bardzo ciężko przejść.

Jeremi widzi, że jego mama ma gorsze dni. Coraz więcej godzin spędza, wymiotując w łazience, przestała chodzić do pracy i jeździ na kroplówki do szpitala. Dwunastolatek odkrywa prawdę i nie wie, jak ma jej powiedzieć, że ona ma raka, a to, co nazywa kroplówkami to chemioterapia. Z powodu braku pieniędzy matka z synem muszą przeprowadzić się do dziadka, za którym chłopiec nigdy nie przepadał. Do tego dziadek ma Alzheimera i dziwnie się zachowuje, ciągle gdzieś ucieka oraz nie pamięta wielu rzeczy. Za to piecze najsmaczniejsze ciastka na świecie. Najlepszy przyjaciel Jeremiego August wspiera go jak może, ale nie zawsze jest w stanie wyciągnąć go z depresyjnych myśli. Jeremi boi się wyznać Augustowi prawdy o swojej rodzinie i tożsamości, o której dopiero się dowiedział i nie wie, jak ma z nią teraz żyć.

„Żałowałem tylko, że u babci zamieszkały akurat złe duchy. Leżałem w swoim pokoju na górze i słuchałem, czy przypadkiem jakiś się do mnie nie sprowadza, ale nic takiego się nie działo. Nie bardzo rozumiałem, skąd się biorą duchy, jak je wygonić, gdy już przyjdą, albo złe na dobre zamienić. Bo na pewno jest sposób. Może też duchy zabierały dziadkowi pamięć? Za dużo tego. Znowu się najjaśniej zrobiło pod latarnią, jak się mówi. W sumie to dopiero wtedy, gdy mama zachorowała, zacząłem chcieć, by wyzdrowiała, więc jeśli tak samo jest z duchami, to widać najpierw musi się stać coś złego, a potem przychodzą one. Całe szczęście, że nic złego się ze mną nie działo”*.

„Duchy Jeremiego” Roberta Rienta na pewno trafią na listę dziesięciu najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. Autor opowiada historię dwunastolatka, który dowiaduje się o ciężkiej chorobie mamy, musi przeprowadzić się do stetryczałego dziadka, ma kłopoty w szkole, a w dodatku okazuje się, że jego rodzina ukrywała przed nim tajemnicę, która zmienia jego postrzeganie na Boga, wiarę i samego siebie. Sporo tego, jak na problemy chłopca, który jest w zawieszeniu pomiędzy byciem dzieckiem a dorosłością, którą musi się wykazać w obliczu otaczających go problemów.

Autor mówi językiem dwunastolatka, Jeremi bowiem jest narratorem opowiadającym o swoich emocjach. Widać tu  frustrację nastolatka, dylematy, drobne radości, a czasem nawet mylne użycie bardziej skomplikowanych słów. Język jest prosty, ale bardzo ekspresyjny, pojawiają się w nim przekleństwa. Czytelnik może także zaobserwować wyraźną przemianę bohatera, która następuje w obliczu spotykających go przeżyć.

„Duchy Jeremiego” to mocna, wybitna lektura, pokazująca problemy młodych ludzi w nieco innym świetle, niż wyglądają z wierzchu. Trudności w szkole mogą wiązać się z kłopotami w domu, dilerstwo z chęcią zarobku w szczytnym celu, a bójki z agresją wynikającą z nieradzeniem sobie z trudną rzeczywistością. Sądzę, że mimo iż historia opowiada o bardzo młodym człowieku, w tej powieści każdy znajdzie coś dla siebie. Polecam!

* Rient R., Duchy Jeremiego, Wielka Litera, Warszawa 2017.

Moja ocena: 10/10