Dziadek do orzechów — E. T. A. Hoffmann

Nie przepadam za świątecznymi historiami, ale w trakcie ostatniego Bożego Narodzenia postanowiłam przeczytać zachwalany klasyk, który dotąd znałam jedynie z ekranizacji. Mowa o „Dziadku do orzechów” Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna. Moje oczekiwania były ogromne, ale niestety bardzo się zawiodłam.

Siedmioletnia Klara i jej braciszek Fred to rozpieszczone i nieco rozkapryszone rodzeństwo. W Wigilię dzieci czekają na świąteczne prezenty. Wiedzą, że najlepsze podarki otrzymają od sędziego Droselmajera, zegarmistrza i wynalazcy, który jest ich ojcem chrzestnym. Gdy gość przybywa, wręcza dziewczynce wspaniały zamek ze skomplikowanym mechanizmem, poruszającym znajdujące się wewnątrz figurki. Dziewczynka nie jest zadowolona z prezentu, co zasmuca Droselmajera. Jej brat natomiast dostaje bardziej trafioną niespodziankę — pułk ołowianych żołnierzyków. Pod choinką znajduje się coś jeszcze – dziadek do orzechów, który ma postać małego człowieczka o wielkiej głowie i cienkich, krótkich nóżkach. Figurka przypada do gustu Klarze. Nieco zazdrosny Fred psuje dziadka do orzechów i wyszczerbia mu ząbki. Rozżalona dziewczynka bierze nową zabawkę pod opiekę. W nocy, kiedy wszyscy idą spać, dziadek do orzechów ożywa i przenosi Klarę do zupełnie innego, bajkowego świata.

Ja wiem, że nie jestem już od dawana dzieckiem, ale lubię sięgać po piękne dziecięce powieści. Jestem fanką, m.in. „Dzieci z Bullerbyn”, „Opowieści z Narnii”, „Braci Lwie serce”, „Baśni Braci Grimm”, „Małej Księżniczki”, „Tajemniczego Ogrodu” czy „Pinokia”. Natomiast „Dziadek do orzechów” kompletnie mnie znudził. Oczekiwałam ciepłej, świątecznej powieści dla najmłodszych, a dostałam mdłą, nijaką historię o dziewczynce, która trafiła do świata zabawek.

Według mnie nie ma w tej historii absolutnie żadnych wartości, których oczekuje się po książkach dla najmłodszych. Nie było morału, nie było pointy, nie było nawet wartkiej akcji. Do tego bohaterowie są rozkapryszeni, niesforni, nieprzystępni i zwyczajnie irytujący. Denerwowało mnie zarówno rodzeństwo, jak i tytułowy Dziadek do orzechów. Ojciec chrzestny też był jakiś dziwny. Ich zachowania były nielogiczne, naburmuszone i pozbawione głębszego celu. Nie rozumiem fenomenu tej powieści. A zakończenie? No cóż! Zdradzę tylko tyle, że w dzisiejszych czasach uznane by było co najmniej za niemoralne, jeśli nie nienormalne.

Wersja, którą czytałam była ładnie wydana, ale ilustracje nie zawsze oddawały tego, co działo się na kartach powieści, co było dodatkowym minusem podczas czytania lektury.

Czy warto poznać „Dziadka do orzechów”? Tak. Bo to klasyka świątecznych powieści dla dzieci. Ale im większe oczekiwania wobec niej będziecie mieć, tym rozczarowanie może być większe.

Moja ocena: 3/10


Tytuł: Dziadek do orzechów
Autor: E. T. A. Hoffmann
Przekład:  Józef Kramszyk
Wydawnictwo: MG
Liczba stron: 192


Jeśli lubicie klasyczne powieści w świątecznym klimacie polecam recenzję: Opowieść Wigilijna – Karol Dickens