Dziewczyna z Dzielnicy Cudów – Aneta Jadowska

Fantastyka jest gatunkiem literackim, o największych możliwościach, jeśli chodzi o kreatywność autora. Pisarz, niczym stwórca, może tam ingerować w niemal wszystko. Może na przykład wykreować od podstaw świat i żyjących w nim bohaterów, może zamknąć akcję w odległej galaktyce, albo na rodzimym podwórku. Może operować fabułą w średniowieczu lub odległej przyszłości. Może nadawać postaciom supermoce lub brutalnie pozbawiać ich władzy… Wymieniłam tu jedynie kilka opcji, ale kombinacji jest naprawdę wiele i za to właśnie najbardziej lubię literaturę fantastyczną. Sięgając bowiem po powieść z tego gatunku, nigdy nie wiem, do jakiego świata trafię i co pisarz przygotował dla swoich czytelników. Uwielbiam uczucie ekscytacji, które towarzyszy mi podczas odkrywania nowych wymiarów, magicznych zdolności oraz przeobrażonych przestrzeni. Czy ekscytacja towarzyszyła mi podczas czytania „Dziewczyny z Dzielnicy Cudów” Anety Jadowskiej? Niestety nie!

Nikita to kobieta o wielu imionach. Jest płatnym zabójcą i wykonawcą innych szemranych usług. Pracuje dla Zakonu, w którym szefową jest jej własna matka, o czym nikt z otoczenia nie wie. Dziewczyna nie miała łatwego dzieciństwa, jej rodzicielka tresowała ją na morderczą bestię, a ojciec, gdy udało mu się już ją odnaleźć i porwać, obciął jej dwa palce, żeby postraszyć swoją byłą żonę. Dla własnego bezpieczeństwa Nikita musi często zmieniać swoją oficjalną tożsamość i miejsce pobytu. Obecnie mieszka w Dzielnicy Cudów – przepełnionym magią i chadzającymi po ulicach Warsu zmiennokształtnymi postaciami, które w każdej chwili mogą rozszarpać jej gardło. Dzielnica jakimś cudem utknęła w latach 30. XX wieku i jest pełna czarownic, podejrzanych biznesmenów oraz panien lekkich obyczajów. Gdy przychodzi do kolejnego zlecenia, matka przysyła jej partnera, mimo iż wie, że poprzedni wspólnicy Nikity szybko zginęli, a dziewczyna częściowo im w tym pomogła. Jednak Robin jest zupełnie inny. Wprawdzie ma podrobioną kartotekę, pozornie słaby instynkt samozachowawczy i nie pamięta swojej przeszłości, ale świetnie walczy, a nad nim unosi się magiczna aura, która bardzo przyciąga i intryguje. Czy Nikita będzie mogła mu zaufać? Czy to może kolejny podstęp matki, żeby zrujnować życie córki?

Zdarza mi się sięgać po fantastykę, kiedyś czytałam głównie ten gatunek, więc mam jako takie obeznanie. Zachwytów nad „Dziewczyną z Dzielnicy cudów” nie będzie. Od początku książki próbowałam poczuć tę magię, jaką czułam, czytając, m.in. powieści Grzędowicza, Kossakowskiej, Sapkowskiego, Ziemiańskiego, czy Piekary. Niestety nie poczułam nic. Świat wykreowany przez Anetę Jadowską jest dopracowany, ale miałam wrażenie, jakbym zamiast ciekawej historii, czytała instrukcję obsługi średnio skomplikowanego urządzenia. Było wszystko wytłumaczone, co i jak, co z czym się je i po co to zostało wymyślone, ale brakowało fabuły, która wciągnęłaby mnie w wir wydarzeń rozgrywających się w Warsie i Sawie. Zabrakło też klimatu. Akcja, choć dość niemrawo rozkręca się dopiero około dwusetnej strony. Według mnie zdecydowanie za późno.

Główna bohaterka, która jest jednocześnie narratorką, jest nadto irytująca. Niby jest twardzielką, ale ciągle się użala nad sobą, wspominając tragiczne dzieciństwo. Gdyby była to ckliwa obyczajówka, mogłabym to zrozumieć, ale to miała być powieść fantasy. Nikita jest sztampową postacią, nie ma w niej nic nadzwyczajnego. Kobieta, dość ładna, szczupła, silna, waleczna, zadziorna, homoseksualna – być może dla podniesienia pikanterii, a być może dla uniknięcia wątku miłosnego. To już przecież było… Choćby w „Achai” Andrzeja Ziemiańskiego, ale także w całej masie innych powieści tego typu. Czy ktoś kiedyś w roli bohaterki fantasy obsadzi wreszcie otyłą nudziarę, która się czegoś boi? To mogłoby być interesujące!

Przeszkadzało mi także nagminne promowanie Dory Wilk, która jest postacią z wcześniejszej serii, która wyszła spod pióra Anety Jadowskiej. Mimo że fizycznie nie pojawiła się ona ani razu, to nadal żyła we wspomnieniach Nikity, jako jej eksdziewczyna. Było to zbyt nachalne i słabo uzasadnione fabularnie, jakby autorka na siłę chciała przypomnieć o jej istnieniu.

Ponadto Jadowska prowadzi odcinkową narrację, której bardzo nie lubię. Zamiast płynnie przechodzić do wydarzeń, ucina rozdział i wątek zaczyna się od innego miejsca. Bohaterowie gdzieś jadą, ale nie jest opisany nawet fragment podróży, tylko kończy się scena i mamy następną już w miejscu docelowym. Te skoki były zbyt widoczne, aby zachować zgrabną płynność.

Jako złą przeciwwagę do ostrych cięć w fabule, autorka zastosowała mnóstwo powtórzeń, które w pewnym momencie zrobiły się nużące. Tak, jakby Jadowska nagle sobie przypomniała, że należy coś rozbudować i od początku wałkowała temat sprzed kilku stron, dodając pewne, nieznaczne elementy.

Co mi się podobało, to postać Robina. Delikatny mężczyzna, o tajemniczej przeszłości, strzelający z kuszy i opiekuńczy działał na wyobraźnię, ale to za mało by uznać powieść za dobrą.

Przede mną jeszcze dwa tomy tej serii. Zakończenie „Dziewczyny z Dzielnicy Cudów”, mimo wszystko skłania do sięgnięcia po kontynuację. Zobaczymy, czy tym razem książki o Nikicie bardziej przypadną mi do gustu.

Moja ocena: 4/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu SQN