Dziewczyna z sąsiedztwa — Jack Ketchum

Często zdarza mi się przeżywać akcję, rozgrywającą się w książkach, ale po raz pierwszy, czytając powieść, pogryzłam sobie z nerwów wargi, tak bardzo, że nie mogłam ich zagoić przez następne dwa tygodnie. Śmiało mogę więc stwierdzić, że „Dziewczyna z sąsiedztwa” Jacka Ketchuma to najbardziej emocjonujący i przerażający horror, jaki czytałam w swoim życiu. Najgorsze w tym jest to, że nie straszy tu duch, nie straszą szczury, nie straszy upiór z szafy, zombie ani clown. Straszy najgorszy z możliwych potworów — człowiek.

Meg i Susan po wypadku samochodowym, w którym straciły rodziców, trafiają do domu swojej ciotki Ruth. Siostry kochają się ponad wszystko. Skromna, dojrzewająca i piękna Meg podbija serca swoich kuzynów i odwiedzających ich kolegów, a kaleka, ale słodka Susan budzi ich sympatię. Religijnej, zaborczej oraz mającej problem z własną cielesnością Ruth nie podoba się zainteresowanie chłopców, które wzbudza młoda i atrakcyjna dziewczyna. Aby ją ukarać, zaczyna od drobnych uszczypliwości, chętnie podłapywanych przez nastoletnich synów, które przeradzają się w jawną agresję, a później zło w czystej postaci…

„Ból może działać od zewnątrz. Mam na myśli to, że czasem to, co widzisz, jest bólem. Bólem w najokrutniejszej, najczystszej formie. Bez lekarstw, snu czy nawet szoku lub śpiączki, które mogłyby cię otumanić”*.

Jack Ketchum akcję „Dziewczyny z sąsiedztwa” osadził w dusznym, małym amerykańskim miasteczku, gdzie każdy zna każdego. Są lata 60. XX wieku, można wyczuć niepokój związany z wybuchem III wojny światowej i zagładą atomową, dlatego ludzie w domach tak chętnie budują schrony. Schrony, w których można się ukryć, albo kogoś ukryć…

Autor doskonale buduje napięcie, zaczyna od sielankowych, beztroskich scen z dobrą ciocią i kuzynami w tle. Pierwsze symptomy nadchodzącej gehenny Meg wydają się niewinne — drobne uwagi, złośliwości, kilka upokarzających klapsów na gołą pupę, groźba kary wypowiedziana w stronę ukochanej młodszej siostry, przyzwolenie na dokuczanie kuzynce przez synów. Ot, zwykłe życie amerykańskiej nastolatki. Ale to tylko pozory…

„Złość, nienawiść i samotność są niczym pojedynczy przycisk, czekający na palec, który poprowadzi człowieka do destrukcji”**.

Powieść Jacka Ketchuma skłania do myślenia, o tym, do czego zdolny jest potwór zwany człowiekiem, o tym, co może sprawić zazdrość i zawiść, o tym, co może zrobić kobieta, kobiecie i o tym, czy w dzieciach tkwi zło, które uwolnione, przybierze najmroczniejsze oblicze.

Czytałam wiele książek, dotyczących seryjnych morderców i brutalnych przestępców, ale jeszcze nigdy dotąd nie miałam do czynienia z tak obrazowymi scenami znęcania się nad drugim człowiekiem, nigdy nie kibicowałam tak bardzo ofierze i nigdy tak bardzo się nie denerwowałam. A wiecie, co jest najgorsze? To, że ta historia wydarzyła się naprawdę, a Jack Ketchum musiał ją złagodzić, aby nadawała się do publikacji. Autor pracował nad zupełnie inną historią, ale gdy przeczytał w gazecie o ludzkim potworze — kobiecie, która stała się pierwowzorem Ruth — musiał przerwać dotychczasową powieść i napisać „Dziewczynę z sąsiedztwa”.

Książkę polecam, ale tylko ludziom o mocnych nerwach.

* Ketchum J., Dziewczyna z sąsiedztwa, Papierowy Księżyc, Słupsk 2016.

** tamże.

Moja ocena: 10/10


Tytuł: Dziewczyna z sąsiedztwa
Autor: Jack Ketchum
Przekład: Łukasz Dunajski
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Liczba stron: 380