KLASYKA LAIKA: Makbet – William Szekspir
Niezwykle ciężko jest zrecenzować dzieło, które należy do kanonu literatury klasycznej i powszechnie jest uznawane za doskonałe. „Makbeta” Williama Szekspira przeczytałam tydzień temu w ramach cyklu „Klasyka laika”, ale nie mogłam się zebrać do opisania tego dramatu, bo jest to niełatwe zadanie. Jednak słowo się rzekło i zmierzę się z cyklem, klasycznymi powieściami uznawanymi za najwybitniejsze w historii literatury oraz z ich twórcami i stworzę cykl recenzji.
Makbet i Banko – szkoccy wasale królewscy spotykają na swej drodze trzy czarownice, które wróżą im „świetlaną przyszłość”. Makbetowi wiedźmy przepowiedziały, że zostanie królem, Banko natomiast otrzymuje obietnicę, że jego potomkowie będą zasiadać na tronach. Makbet bierze wróżbę na poważnie, w jego umysł wkrada się niepohamowana żądza władzy. Przez głowę przemyka mu myśl: „A może by tak zabić obecnego króla?” Szarpią nim rozterki moralne, z jednej strony wasal pragnie natychmiast zasiąść na tronie, z drugiej strony wzbrania się sam przed sobą, aby nie zgładzić Dunkana. Aktywny i zasadniczy udział w planowaniu zbrodni ma Lady Makbet, która wręcz popycha męża do zdradzieckiego czynu. Jej wygórowana ambicja, brak moralności i lekkomyślność doprowadzają do tragedii, która źle się kończy nie tylko dla króla…
„Chcąc ująć w jednym zdaniu główny temat Makbeta, można by powiedzieć, że jest nim żądza władzy oraz kara za popełnione zbrodnie. Łączy się z tym zagadnienie przeżyć wewnętrznych głównego bohatera oraz jego stopniowy upadek moralny. Przestępca traci spokój, a w końcu poczucie sensu życia. Temat sztuki, dzięki takiemu ujęciu, nabiera znaczenia ogólnoludzkiego, aktualny będzie zawsze i wszędzie”*.
William Szekspir pisząc dramat o Makbecie zainspirował się postacią historyczną – był to panujący w latach 1040-1057 król szkocki Mac Bethad mac Findlaích. Wprawdzie nie wszystkie sceny są wiernie odwzorowane, niektóre zbyt podkoloryzowane, co wcale nie oznacza, że pierwowzór szekspirowskiego Makbeta był świętoszkiem. Jako piętnastolatek stracił ojca, a dwanaście lat później zemścił się brutalnie na jednym z morderców, paląc żywcem jego oprawcę i współwinnych tej zbrodni. Rzeczywiście zabił króla Dunkana, ale nie jako skrytobójca, a podczas walki. Szekspir w „Makbecie” nie tylko nie trzyma się faktów historycznych, ale także wprowadza elementy, które nie miały prawa istnieć w XI w. – np. działa armatnie.
Egzemplarz, który posiadam został wydany przez Wydawnictwo Łódzkie, tekst przełożył Józef Paszkowski. I tu chciałabym złożyć głęboki pokłon. Przetłumaczyć dramat z przed kilku wieków, który był grany na deskach najważniejszych teatrów, wielokrotnie czytany i omawiany i to przetłumaczyć w takim stylu, żeby nic nie stracił z sensu, swojej klasy, melodyjności i wielkości to nie lada sztuka. Co do samego wydania… Jest byle jakie, postać na okładce bardziej przypomina kosmitę niż morderczego władcę, litery są małe, przez co dramat ciężko się czyta. Mnogość przypisów sprawia, że bardzo się rozpraszałam podczas lektury i, o ile w niektórych przypadkach były one bardzo przydatne, o tyle przeciętnie rozumnemu człowiekowi nie trzeba na jednej stronie tłumaczyć słów uryna, egzystencja i konsystencja, bo to gruba przesada. Słabe wydanie ratowało jednak bardzo interesujące posłowie, w którym czytelnik może znaleźć ciekawe informacje o życiu i twórczości Williama Szekspira, a także o samym dramacie i jego bohaterach.
*Szekspir W., Makbet, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1974 r., str. 155.
Moja Ocena 7/10
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania: KSIĄŻKI Z MOJEJ PÓŁKI oraz LEKTURY SZKOLNE, KTÓRYCH WCZEŚNIEJ NIE CZYTAŁEM/AM