Klasyka Laika: Znachor – Tadeusz Dołęga-Mostowicz
Są w życiu człowieka takie książki, które zapadają głęboko w pamięć na wiele lat, a czasami nawet zmieniają całe życie. Do takich powieści mogę zaliczyć „Znachora” autorstwa Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Lektura ta trafia na samą górę listy moich ulubionych książek i na długo pozostanie w mojej głowie.
Profesor Wilczur — wybitny chirurg o międzynarodowej sławie właśnie przeprowadził skomplikowaną operację serca. Po ciężkim dniu wraca do domu, do swojej ukochanej żony Beaty i pięcioletniej córki Marioli. Tego dnia wypada ich rocznica ślubu. Doktor na stole w swoim domu zastaje list od małżonki. Kobieta postanowiła go opuścić i odejść do innego, ubogiego mężczyzny, z którym pragnie żyć skromnie, ale zgodnie ze swoimi uczuciami. Beata zabrała z sobą Mariolę. Zostawiła wszystkie pieniądze i biżuterię, którą wcześniej otrzymała od męża, chciała całkowicie odciąć się od dotychczasowego życia. Kobieta prosi w liście, aby Wilczur nie próbował jej szukać, obiecuje, że odezwie się za klika lat. Zrozpaczony lekarz szuka „pocieszenia” w alkoholu, włóczy się po barach z przygodnie spotkanymi typami. W zamroczeniu alkoholowym ulega wypadkowi, zostaje uderzony w głowę i traci pamięć…
Antoni Kosiba wędruje od miejscowości do miejscowości w poszukiwaniu pracy. Ima się rozmaitych zajęć – jest kowalem, murarzem, parobkiem. Już kilka razy odsiedział wyrok za włóczęgostwo. Mężczyzna nie pamięta nic ze swojej przeszłości, nawet nazwisko „pożyczył” z kart rejestrowych. Pewnego dnia trafia do młyna, gdzie po wielu prośbach i staraniach dostaje posadę. Syn młynarza jest kaleką, uległ wypadkowi i nie może chodzić. Gdy Kosiba widzi jego nogi, coś w nim odżywa, wykonuje na chłopcu udaną operację, mimo że miejscowy lekarz nie dawał szans na wyleczenie syna młynarza. Wieść szybko się rozchodzi po całej wsi i z okolic zaczynają nadciągać chorzy, którzy proszą Antoniego Kosibę o leczenie. Nowy znachor nie bierze pieniędzy od swoich pacjentów, co przysparza mu coraz większej popularności. Miejscowy lekarz jest tak zazdrosny o sukces Kosiby, że postanawia mu wytoczyć proces za nielegalne praktyki.
„Znachor” to piękna powieść o miłości, poświęceniu, bezinteresowności i pomocy bliźnim. Autor skonstruował mistrzowską historię, której nie sposób się było oprzeć. „Tadeusz Dołęga-Mostowicz był najwyższej klasy specem od niezwykle ciekawych fabuł. Tej umiejętności zazdrościł mu wręcz Witold Gombrowicz”. Zazwyczaj opisy na okładce są mocno przesadzonymi chwytami marketingowymi, które mają na celu zachęcić do zakupu książki. W tym wypadku zgadzam się w 100% (co rzadko mi się zdarza) z okładkowym opisem.
Historia opowiedziana w książce budzi potężne emocje od wzruszenia, poprzez oburzenie, na zaskoczeniu kończąc. Niezwykle podobał mi się wątek sklepowej Marysi i młodego dziedzica. W pewnych punktach przypominał nieco fabułę z Romea i Juli, ale nieco inaczej się potoczył. Zakończenie książki zapiera dech, na ostatnich stronach niemalże obgryzałam paznokcie z pytaniem na ustach „jak to się skończy, jak to się skończy?”. Trzeba przyznać autorowi, że potrafi budować napięcie! Gdyby żył pokiwałabym mu palcem – przecież nie można wprowadzać czytelnika w taki stan, bo to grozi nerwicą, albo jeszcze czymś gorszym. Bardzo żałuję, że „Znachor” nie znajduje się w kanonie lektur szkolnych, bo jestem pewna, że po przeczytaniu tej książki wiele osób polubiłoby czytanie w ogóle.
Na podstawie książki powstał film o tym samym tytule, po który z przyjemnością sięgnę.
*Opis pochodzi z okładki książki
Moja ocena 10/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG