Kod Himmlera – Przemysław Piotrowski
„Reise” po polsku nazywany „Olbrzymem” to ogromny kompleks bunkrów wydrążonych w górach Sowich na Dolnym Śląsku. Budowę Kompleksu „Riese” rozpoczęto na polecenie Adolfa Hitlera w 1943 roku. Obiektu i jego budowli nigdy nie ukończono – większość korytarzy i pomieszczeń pozostała w surowej formie. Część wejść zawalono. Tylko w niektórych miejscach można zaobserwować szalunki i wybetonowane korytarze i hale.
Kompleks zbudowano przy ogromnej pracy więźniów obozu koncentracyjnego, którzy bardzo często umierali z wycieńczenia, z głodu lub zakatowani przez niemieckich nazistów sprawujących pieczę nad projektem. Do dziś do końca nie wiadomo w jakim celu stworzono te podziemne miasto, wyposażone w szereg wlotów wentylacyjnych, przejść, korytarzy, punktów strzelniczych, a nawet torów dla kolejki wąskotorowej. Niektórzy podejrzewają, że uruchomiono tam produkcję rakiet dalekozasięgowych inni sądzą, że przeprowadzano tam eksperymenty na ludziach, jeszcze inni doszukują się tam złotych pociągów i bursztynowych komnat. Jedno jest pewne Kompleks „Reise” rozbudza wyobraźnie pasjonatów historii i podróżników, a jego tajemnica jeszcze długo nie zostanie zbadana.
Historia tego podziemnego miasta jest mi niezwykle bliska z uwagi na to, że urodziłam się i wychowałam w Głuszycy, gdzie znajduje się jeden z obiektów należących do sieci bunkrów – Osówka. Niezmiernie się ucieszyłam, gdy dowiedziałam się, że Przemysław Piotrowski napisał powieść inspirowaną historią tego miejsca.
W ręce Tomasza Turczyńskiego, dziennikarza z Gazety Lubuskiej trafiają dokumenty sporządzone przez samego Himmlera. Dziadek mężczyzny, były więzień obozu koncentracyjnego, któremu cudem udało się zbiec z kompleksu „Reise”, tuż przed śmiercią kazał przekazać wnukowi tajemnicze pismo. Tomasz nie rozumie, co takiego kryło się w tych zapiskach, że doprowadziło jego dziadka do zawału. Zagadkę pomaga mu rozwikłać młoda bibliotekarka Kasia, która prosi o konsultacje swojego niemieckiego profesora. Szybko okazuje się, że dokumenty kryją w sobie tajemnicę i mogą zmienić, nie tylko pozycję Niemiec w Europie, ale także losy świata. Kasia i Tomek znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Czy uda im się rozwikłać sprawę do końca?
Powieść „Kod Himmlera” Przemysława Piotrowskiego zapowiadała się interesująco. Autor zainspirował się ciekawym wątkiem historycznym oraz szybko i dynamicznie rozwinął akcję, co powinno sprawić, że książka stanie się niezwykle interesująca. Niestety w tym debiucie Piotrowskiego zabrakło nieco ogłady i kunsztu literackiego. Autor stosuje wiele powtórzeń, które można było zastąpić innymi wyrazami. Zasób słownictwa jest bardzo ograniczony. Przykładowo główna bohaterka była nazywana w kółko Kasią, ukochaną i młodą bibliotekarką, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji bo przy pięćdziesiątym razie ja już naprawdę wiedziałam, że ona jest młoda oraz że jest bibliotekarką i myślę, że inni czytelnicy też to zauważyli.
Imiona Kasia i Tomek kojarzyły mi się z pewnym polskim serialem, co wpływało nieco negatywnie na odbiór mocnej, czasami nawet brutalnej akcji. Ponadto niektóre sformułowania użyte w książce były bardzo urocze, ale niekoniecznie pasujące do sytuacji pełnej grozy i napięcia, np.:
„Tu gdzieś musi być wyjście, Kasiu – z jeszcze większym entuzjazmem rzekł Tomek. – Co jak co, ale w obecnych warunkach rozpoznam powiew świeżego wiaterku”*.
Jakoś mi tego typu teksty nie pasują do silnego, niesamowicie męskiego (jak go wcześniej opisał autor) faceta, który omal co przed chwilą nie zginął. Ponadto w tym samym fragmencie użyto także słowa ognik (określającego płomień z zapalniczki) i tunelik (opisującego wąski tunel). W ogóle bohaterowie w „Kodzie Himmlera” są tak nijacy i mdli, że ciężko mi było zrozumieć ich intencje, już nie mówiąc o jakimkolwiek wczuciu się w ich sytuacje. To dotyczy zarówno postaci pierwszo, jak i drugoplanowych. Mam wrażenie, że jedynym sugestywnym opisem Tomka było stwierdzenie, że jego silne feromony i długość penisa (tak, tak autor także i to opisał) nie pozwały mu się opędzić od tabunów kobiet w tym Kasi, która dosłownie sama wskoczyła mu do łóżka.
No dobrze, po fali krytyki czas poszukać pozytywów. Po pierwsze historia rozgrywa się częściowo w moich rodzinnych stronach, które być może dzięki tej książce zostaną jeszcze bardziej wypromowane, po drugie sama fabuła z międzynarodową aferą i akcją na dalekiej północy byłaby dość intrygująca, gdyby nie dziwne konstrukcje zdań i fakty, takie jak znalezienie na Antarktydzie skrzynki ze sprzętem do wspinaczki tuż obok przepaści. Tak na logikę, gdyby ktoś ją tam zostawił pięćdziesiąt lat wcześniej, to mógłby ją przykryć śnieg. Interesujące jest natomiast zakończenie, w którym autor włączył elementy horroru i ono rzeczywiście mi się podobało.
Komu polecam książkę? Osobom, dla których ważniejsza jest akcja niż styl pisania i dopracowane szczegóły. Być może wtedy ta powieść znajdzie swoich amatorów. Mnie niestety zmęczyła bardzo. Czytałam ją długo i gdyby nie to, że był to egzemplarz recenzencki, przerwałabym przygodę z tą lekturą po pierwszych stu stronach.
* Piotrowski P., Kod Himmlera, Videograf, Chorzów 2015, str. 321.
Moja ocena 3/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Videograf