Komórka – Stephen King
Telefony komórkowe od kilku lat są nieodłącznym gadżetem towarzyszącym nam w codziennym życiu, komórkę ma niemal każdy. Wykorzystujemy ją do pracy, kontaktów z bliskimi, a także do sprawdzania wiadomości w Internecie. Twórcy aplikacji na smartphone prześcigają się w pomysłach, aby przyciągnąć użytkowników tworząc programy do gier, oszczędzania pieniędzy, odchudzania, a nawet rzucenia palenia. Coraz bardziej rozwinięte technologie wykorzystywane w telefonach komórkowych sprawiają, że się od nich uzależniamy.
„Fonoholizm to inaczej uzależnienie od telefonu komórkowego. Jest to zjawisko nowe, ale opiera się na mechanizmie analogicznym, który występuje w przypadku uzależnienia od narkotyków, papierosów czy alkoholu. Objawia się nadmiernym przywiązywaniem uwagi do telefonu komórkowego oraz nadużywaniem go w różnych codziennych sytuacjach”*. Mistrz horrorów Stephen King, sam niekorzystający z komórki, dostrzegł jeszcze jedno zagrożenie – wykorzystanie telefonów do ataku terrorystycznego. Wprawdzie przedstawiony przez niego obraz jest wytworem dość surrealistycznej wyobraźni autora, ale czy na pewno taki scenariusz byłby niemożliwy?
Clayton Riddell – rysownik cieszy się z pierwszego większego sukcesu – wydawca przyjął jego komiks i zapłacił za niego spore pieniądze. Mężczyzna postanawia kupić prezent synowi i żonie Sharon, z którą obecnie pozostaje w separacji. Nagle widzi, że jedna z kobiet, która przed momentem rozmawiała przez telefon komórkowy zagryza stojącego obok lodziarza. Ludzie zaczynają się dziwnie zachowywać, niektórzy atakują się nawzajem w bardzo bestialski sposób, inni wyskakują z okien popełniając samobójstwo. Na ulicy panuje chaos – wyją syreny, powstaje wielki karambol, z okien lecą szyby, w oddali słychać wybuchy. A wszystko to rozgrywa się już na pierwszych stronach horroru „Komórka” Stephena Kinga.
Muszę przyznać, że mistrz się nie bawi w rozwlekłe wstępy i od razu wchodzi z hukiem. Ale co dalej? Główny bohater po kilku potyczkach zbiera ekipę, z którą wyrusza w drogę, aby odnaleźć syna. Clay szybko odkrywa, że przyczyną agresji ludzi stał się impuls wysyłany przez telefony komórkowe. Nie wiadomo kto, skąd i w jakim celu go nadał. Widoczne są jedynie efekty – po ulicach grasuje banda bezmyślnych, morderczych stworzeń, które jeszcze przed chwilą były ludźmi. Swoim zachowaniem przypominają zombie z najgorszych snów. Ocaleli tylko Ci, którzy nie skorzystali z telefonu komórkowego – czyli nieliczni.
„- Nikt nie powinien był odbierać – powiedział Clay – wszystkim wyszłoby na dobre.
– No tak, ale kto potrafi zignorować dzwoniący telefon? – zapytał Tom. – I wtedy zaczyna się bal”**.
Stephen King miał ciekawy pomysł połączenia nowych technologii z horrorem typu gore. Szkoda, że skończyło się tylko na pomyśle. Książka, mimo że cały czas się w niej coś dzieje (telefoniczny szaleniec z lewej, telefoniczny szaleniec z prawej) jest po prostu nudna. Wybrańcy, którzy uniknęli „Pulsu” idą i idą i czasami tylko autor dorzucił coś ciekawszego do fabuły. Gdyby nie to, że interesowało mnie czy Clay odnajdzie swojego syna odłożyłabym książkę z powrotem na półkę.
W książce znalazłam też kilka błędów – zapewne tłumacza, np. „Olbrzymi szaleniec w żółtej koszulce wydał okrzyk zaskakująco podobny do tego, który tuż przed śmiercią wyskrzeczała kobieta w żakiecie, upiornie przypominający <<szur>> – po czym zaatakował budynek, który najpierw go ukąsił, a potem coś do niego krzyknął”***. Przeczytałam to zdanie co najmniej dziesięć razy – wynika z niego, że to budynek kąsał i krzyczał – ciekawe. Kolejny rarytas najprawdopodobniej zaserwowany przez tłumacza (gdzie jest korekta?): „Clay, który już zdecydował, że dziewczyna ma rację, spojrzał na kończący się dzień”****. Zastanawiam jak się spogląda na kończący się dzień – chyba chodziło o zachód słońca, albo wskazówki na zegarku. Ponadto niemal przez całą książkę jedna z głównych bohaterek jest nazywana Alice, ale kilka razy przez pomyłkę została mianowana naszą polską Alicją.
Uwielbiam książki Stephena Kinga, uważam go za wybitnego pisarza, jestem zakochana m.in. w jego „Sklepiku z Marzeniami”, czy „Zielonej Mili” i mogłabym te powieści czytać setki razy, ale „Komórkę” odrzucam głęboko w kąt, na sam spód, piętrzących się na mojej półce, tomów tego autora. Tak złej książki mistrza jeszcze nie czytałam. Polecam ją tylko naprawdę zagorzałym fanatykom Kinga, których nic nie jest w stanie zniechęcić.
*uzaleznienie.com.pl/siecioholizm/wyniki-badan/463-telefoniczna-inwazja-czym-jest-fonoholizm.html
** KinG S., Komórka, wyd. Albatros, Warszawa 2007 r., str. 156.
*** Tamże, str. 50
**** tamże, str. 154
Moja ocena: 2/10
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania: KSIĄŻKI Z MOJEJ PÓŁKI