Matka — S.E. Lynes (recenzja premierowa)

Rodzice adopcyjni mają zawsze przed sobą poważny dylemat. Czy mówić dziecku, że zostało adoptowane? Który moment będzie najlepszy? A może zataić ten fakt? Przecież mawia się, że rodzicami są ci, którzy wychowują, a nie ci, którzy dali życie. To nie są łatwe decyzje, ale należy je podjąć tak, aby było to, jak najmniej bolesne dla dziecka, aby nie zrujnować mu dotychczasowego świata.

Christopher od lat czuł, że nie pasuje do swojej rodziny. Miał inny kolor włosów niż pozostali członkowie, ciągle czuł się wyobcowany i gorszy. Drażniło go, że to jego brat został nazwany imieniem ojca, że to jego bratu będzie przysługiwał lepszy pokój i że to on dostaje jego zabawki. Gdy chłopak znalazł w starej skrzyni pewne dokumenty, wszystko stało się jasne. Christopher postanowił odkryć prawdę i odnaleźć samego siebie.

Kobieta zamknięta w szpitalu psychiatrycznym milczy. Nikt nie jest w stanie wydobyć z niej głosu. Przeżyła coś traumatycznego i w ramach autoterapii, postanawia spisać swoją historię. Tak zaczyna się „Matka” autorstwa S.E. Lynes. Początek jest intrygujący i tajemniczy. Muszę przyznać, że fabuła rozkręca się dość leniwie i to mnie na początku drażniło, bo miałam wrażenie, że w tej powieści nic się nie dzieje. Ale cały przydługi wstęp jest zabiegiem celowym. To stopniowe budowanie dopracowanego do granic możliwości portretu psychologicznego głównego bohatera, który to portret jest niezwykle istotny przy dalszej części historii.

Autorka wciąga nas w świat bohatera, stopniowo przedstawiając go od różnych stron, mocno podkreślając kryzys tożsamości młodego mężczyzny. Ukazuje jego życie rodzinne, a później studenckie, pierwsze fascynacje kobietami oraz relacje z nowo poznanym współlokatorem Adamem. Przez tę szczegółowość, odbiorca może mieć wrażenie, że osobiście zna Christophera oraz towarzyszy mu w jego życiu, a gdy do chodzi do bardziej emocjonujących momentów, denerwuje się wraz z nim i wraz z nim dzieli radość.

Ciekawe jest to, że akcja została osadzona w małym miasteczku w Wielkiej Brytami w latach 70. i 80. XX w., przez co całość nabiera charakterystycznego klimatu. W całe tło wpleciony jest dodatkowo wątek, grasującego po studenckim miasteczku seryjnego mordercy, co pozwala snuć czytelnikowi rozmaite domysły i wprowadza element grozy. Prawie do samego końca nie dowiadujemy się, kim jest zamknięta w zakładzie psychiatrycznym narratorka i skąd znała tak szczegółowo poczynania Christophera.

Wyraźnie widać, że S.E. Lynes postawiła przede wszystkim na budowę postaci, niż na fabułę, która wprawdzie nie jest zła, ale jakby wolniejsza, mniej dopracowana, a zakończenie nazbyt przekombinowane. Mimo tej leniwej akcji książka od pewnego momentu wciąga, tak że ciężko się od niej oderwać, choć na chwilę.

Moja ocena: 7/10


Tytuł: Matka
Autor: S.E. Lynes
Przekład: Marek Król
Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 324


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Vesper.


Jeśli interesują Cię thrillery, przeczytaj także recenzję: Dziecko – Fiona Barton