Męskość. Opowieść o uzależnieniu – Łukasz Chotkowski
Czym jest męskość? To zbiór cech, które są stereotypowo przypisane mężczyznom. Teraz już te cechy się zacierają, ale obraz mężczyzny przez wieki w niemal wszystkich kulturach był taki sam. Męski facet musiał być silny nie tylko fizycznie, ale psychicznie. Nie mógł łatwo ulegać emocjom, ale być jednocześnie czuły. Musiał dbać o rodzinę, zapewnić jej pożywienie i dach nad głową. Musiał być stanowczy oraz zdecydowany. Stereotypy, stereotypami… Każdy człowiek jest inny, ma różne sytuacje życiowe, ciężko zatem spełnić oczekiwania i być męskim w każdym momencie.
Bohater książki Łukasza Chotkowskiego musi sprostać oczekiwaniom otoczenia, choć nie jest to łatwe. Wokół niego krążą toksyczni ludzie, dla których porzuca swoje potrzeby. Trudne dzieciństwo, chęć posiadania własnej rodziny, zetknięcie się ze zdradą żony, rozwód, przetaczające się przez jego życie mniej lub bardziej przypadkowe kochanki, zmagania z uzależnieniem partnerki i opieka nad ciężko chorym ojcem, który nigdy nie był mu bliski, to tylko niektóre problemy narratora tego krótkiego eseju.
„Męskość. Opowieść o uzależnieniu” jest chaotyczna i nieuporządkowana. Każde z mikroopowiadań rozpoczyna się od podania godziny, temperatury i wilgotności powietrza oraz zachowania ciała narratora, będącego jednocześnie głównym bohaterem. To jedyny stały element tego eseju. Później następuje opowieść o wycinku życia trzydziestokilkuletniego mężczyzny. Są to historie wybiórcze, wrzucone losowo, bez zachowania chronologii. Paręnaście zdań o różnych wydarzeniach, które akurat przemykają mu przez głowę, prawie do samego końca niepołączone choćby cieniutką nitką zależności.
Szczerze powiedziawszy, do połowy książki, nie wiedziałam, o co w niej chodzi. Mnogość sytuacji, zmieniających się jak w kalejdoskopie bohaterów nie pozwalała zaangażować się w poszczególne wątki i na nich skupić. Musiałam doczytać opis na stronie wydawnictwa, żeby zrozumieć rwaną, pogmatwaną i dość nielogiczną fabułę. Dopiero na końcu zapanował jako taki ład. Czytelnik nareszcie dowiaduje się, o co w tych wspomnieniach chodziło, ale dzieje się to zdecydowanie za późno.
Przez to, że opowieści są tak krótkie i dosłownie chaotycznie powrzucane w treść, odbiorcy będzie ciężko się przywiązać do bohaterów. Autor nie podtrzymuje zainteresowania i nie stara się kontynuować wątków. Esej ten kojarzyć się może bardziej ze spowiedzią narratora, pisaną do szuflady, niż z opowieścią o uzależnieniu. Czy książka traktuje o męskości? Poniekąd tak, ale nie ma w niej nic odkrywczego. Ot, opis wycinków z życia pechowego faceta, cierpiącego na syndrom sztokholmski.
Język, którym posługuje się autor jest dobitny, wulgarny, a czasami niesmaczny. Dużo w tej książce seksu, cielesności i fizjologii. Na tak mało ubogaconą treść wręcz za dużo. Gdyby ta cielesność wnosiła coś do fabuły, nie miałabym nic przeciwko temu, ale bardzo szczegółowy opis mycia poszczególnych części ciała mężczyzny, czy rodzaju oddawanego stolca nie był do niczego potrzebny.
Lubię niestandardowe formy powieści, opowiadań czy esejów, ale „Męskość. Opowieść o uzależnieniu” okazała się przekombinowana i mam wrażenie, że także zupełnie nieprzemyślana. Chotkowski napisał coś, co siedziało mu w głowie, udawał, że ma to jakiś ład, zamykając w ramy podawanej co chwila godziny i temperatury, a wydawca i tak musiał dodać notę, która wytłumaczy czytelnikowi, co autor miał na myśli.
Moja ocena: 3/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu ADiT