Moja Walka 4 – Karl Ove Knausgard

knausgard_moja-walka_t4_mDługo zabierałam się za czwartą część „Mojej Walki” Karla Ove Knausgarda. Po przeczytaniu pierwszego tomu nie czułam zachwytu, właściwie czułam niewiele – końcówka rzeczywiście była mocna, ale początek zupełnie mnie nie powalił. Druga część była interesująca, choć nie chwytająca za serce. Od trzeciej nie mogłam się wprost oderwać i wiedziałam, że z czwartym tomem muszę zaczekać, aż zbliży się data wydania części piątej, bo będę chciała więcej i więcej… Nie wiem jak zniosę okres pustki między piątą, a szóstą częścią.

Książki tego autora stoją na półce co dziewiątego Norwega. W kraju Knausgarda cykl „Moja Walka” wywołał taki zachwyt, że pracodawcy musieli wydawać komunikaty z prośbą, aby nie rozmawiać w pracy o tej powieści. Pisarz zdobył doskonałe recenzje wśród krytyków, a  jego książki zostały przetłumaczone na trzydzieści języków. Ale co tak naprawdę w nich jest takiego zachwycającego? Proza życia opisana tak, jakby była doskonałym skandynawskim kryminałem, głęboką filozoficzną lekturą oraz lekką powieścią obyczajową w jednym.

Knausgard jako osiemnastolatek podejmuje pracę nauczyciela na północy Norwegii. Trafia do niewielkiego miasteczka, w którym na pozór niewiele się dzieje. Musi przyzwyczaić się do nowego otoczenia, do nowej roli oraz do tego, że w lokalnej społeczności każdy wie o każdym dosłownie wszystko. Młody chłopak ma bardzo odpowiedzialną pracę i z jednej strony chce jej sprostać, a z drugiej targa nim młodzieńcza potrzeba totalnej wolności.

„Na trawiastej polanie tuż nad morzem, u stóp zbocza porośniętego starym lasem liściastym, siedzieliśmy i piliśmy, a ja znów zniknąłem sam dla siebie i chodziłem w koło, bez żadnej myśli w głowie. Jak zawsze czułem się fantastycznie. Gówniane międzyludzkie relacje, które zwykle tak mnie pętały, przestały mieć znaczenie, byłem wolny, wszystko widziałem chłodno i przejrzyście, jak szkło”*.

Karl Ove opisuje swoje pierwsze zmagania w roli nauczyciela, w roli pisarza oraz w roli niespełnionego kochanka. Ma dwa życiowe cele: pisanie i seks. Obojętnie z jaką kobietą.

Tak jak w poprzednich częściach pojawia się, niczym zjawa, ojciec Knausgarda. Tym razem widzimy jego obraz tuż po rozwodzie, kiedy to syn próbuje utrzymać poprawne relacje, ale nie potrafi zachować dystansu do wydarzeń, które miały miejsce w jego dzieciństwie. Pisarz nadal żywo ukazuje dramat rozgrywający się w jego duszy, głowie i sercu w związku z psychicznym i fizycznym znęcaniem się. A także ze strachem, który budzi w nim ten człowiek.

I znów, po raz kolejny Knausgard prezentuje skrajny ekshibicjonizm emocjonalny. Najtrudniejszy w tym wszystkim jest fakt, że pisze o swoich przeżyciach. Nie zataja największych żądz, rozczarowań, ani upokorzeń. Powieść wydaje się być krystalicznie czystą wodą odbijającą jego życie. Większość ludzi opisujących własne doświadczenia stara się je podkoloryzować lub postawić siebie w lepszym świetle. Tutaj tego nie ma. Widzimy wady bohatera, problemy i całkowicie odsłonięte tematy, które dla większości ludzi mogą stanowić tabu.

To chyba właśnie ta otwartość, szczerość oraz obnażanie się ze wszystkich uczuć i myśli sprawiły, że cykl „Moja walka” stał się tak wielkim fenomenem wydawniczym i cieszy się tak ogromną popularnością wśród czytelników na całym świecie. Mam nadzieję, że piąta część, która ukazuje się już w grudniu będzie na równie wysokim poziomie.

*Knausgard K.O., Moja Walka 4, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016 r., str. 401.

Moja ocena: 10/10