Moja Walka 5 – Karl Ove Knausgard

Nie każdy pisarz jest dostrzegany i doceniany przez wydawnictwa oraz czytelników po stworzeniu pierwszego opowiadania, wiersza czy powieści. Często musi wykazać się wystarczającym uporem i siłą walki, żeby przebić się na rynku i sprawić, aby ktoś go dostrzegł. Z odmową spotkali się, m.in: Stephen King w przypadku „Carry”, J.K Rowling i jej „Harry Potter”, Margaret Mitchell, gdzie „Przeminęło z wiatrem” zostało odrzucone przez aż czterdzieści wydawnictw, podobne problemy miał także William Golding ze swoją powieścią „Władca much”, którą dwadzieścia wydawnictw uznało za… nudną i niedającą się do publikacji.

Karl Ove Knausgard zanim zaczął być rozpoznawalny także przeszedł ciężką drogę przez odrzucenie i niezrozumienie wśród swoich wykładowców literaturoznawstwa oraz wydawców. Teraz jego powieść o kontrowersyjnym tytule „Moja Walka” stoi na półce co dziewiątego Norwega, a jego twórczość wywołała taki zachwyt w Norwegii, że pracodawcy musieli wydawać komunikaty z prośbą, aby nie rozmawiać w pracy o tej książce. Co kryje się w głowie tego fenomenalnego pisarza?

W piątym tomie „Mojej Walki” Karl Ove znacznie mniej skupia się na swoim ojcu. Jest on odległym echem przeszłości, o którym Knausgard niekiedy myśli i nadal czuje przed nim strach, ale nie nawiązuje z nim bliższych relacji – trzyma się od niego z daleka. Tym razem pierwsze skrzypce odgrywa brat Yngve. To z nim bohater spędza najwięcej czasu, to on pomaga mu uporządkować życie po rozpoczęciu studiów w Szkole Pisania, to on odbija mu dziewczynę, w której jest do szaleństwa zakochany. W głowie Karla Ove Yngve jest jego lepszą stroną, kimś, komu nigdy nie dorówna.

„Słaby byłem również w relacjach z Yngvem. Jeśli zapadało milczenie, uznawałem, że to moja wina, że jestem za to odpowiedzialny. Wiedziałem, że Yngve w ogóle tak nie myśli i nie przeszkadzają mu te milczące przerwy, nie musiał ich wypełniać za wszelką cenę, był pewny siebie. Właśnie dlatego miał przyjaciół, a ja nie. Zachowywał się swobodnie, nie wkładał całego siebie w to, co mówił czy robił, więc nic nie ryzykował, kiedy na przykład w sobotnie przedpołudnie wychodził z Asbjornem powłóczyć się po mieście czy posiedzieć kilka godzin w kawiarni, natomiast dla mnie tego rodzaju sytuacje miały cały czas ogromne znaczenie i każdy najmniejszy błąd, najdrobniejszy dysonans mógł być brzemienny w skutki, dlatego byłem zmuszony, czy też raczej sam się zmuszałem do czegoś w rodzaju niemoty”*.

Knausgard opisuje w tej części swoje pierwsze poważne związki, swoje początki z pisarstwem, problemy z alkoholem oraz nawiązywanie relacji z nowymi znajomymi. Po raz pierwszy mówi też więcej o swojej pierwszej żonie Tonje.

Tytuł jest dość kontrowersyjny, gdyż w oryginale, po norwesku brzmi „Min Kamp”, co na niemiecki tłumaczy się „Mein Kampf” – zupełnie jak słynna książka Hitlera. W powieści jest coś niepokojącego, jest mrok – Knausgard sięgnął do dna swojej duszy i wywlókł wszystko co było możliwe bezwstydnie się obnażając. Przypomina to trochę otwieranie swoich najgłębszych zakamarków niczym opornej puszki konserwy tępym narzędziem – zadanie mozolne, wymagające wysiłku, drażniące i zostawiające jakieś nieprzyjemne, podświadome wrażenie, że mogliśmy się skaleczyć.

Knausgard po raz kolejny prezentuje skrajny ekshibicjonizm emocjonalny. Nie ukrywa niczego, nawet zdrad i niebezpiecznych wybryków po alkoholu. Nie zawahał się nawet, aby napisać o tym, jak pociął sobie twarz z zazdrości o brata, albo rzucił w niego szklanką, raniąc Yngvego w oko. Czytając tę książkę zastanawiałam się cały czas po co autor to robi. Czy jest geniuszem, czy desperatem, który wyciągając wszystkie swoje brudy tak bardzo chciał zostać sławnym pisarzem? Niewątpliwe jest to, że mu się to udało. Jego książka została przetłumaczona na czterdzieści języków. Ale czy cena nie była oby za wysoka? Nie chciałabym się znaleźć wśród jego znajomych, których życie zostało opisane ze szczegółami bez żadnych kompromisów, ani przekłamań. Powieść Knausgarda jest jednocześnie głęboka bo sięga do dna ludzkiej duszy, ale z drugiej strony płytka bo zaspakaja bardzo nieładną cechę ludzi – wścibskość i wchodzenie do czyjegoś życia z butami, a dla mnie to chyba już za dużo!

*Knausgard K.O., Moja Walka 5, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016 r., str. 484.

Moja ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania e-booka dziękuję księgarni internetowej Woblink