Niewolnik. Jak przebudziłem się do życia – Anand Dilvar
Podczas śpiączki, nazywanej także komą dochodzi do głębokiego zaburzenia świadomości oraz przytomności. Ten stan jest związany z rozpadem cyklu czuwania i wzbudzenia, charakteryzuje się on brakiem reakcji nawet na silne bodźce oraz bezruchem. Czasami lekarze celowo wprowadzają pacjenta w śpiączkę farmakologiczną, gdy jego stan nie jest stabilny, ale często w komę chorzy zapadają także w wyniku wypadku lub zatrucia. Niektórzy podczas śpiączki słyszą i czują, to, co się wokół dzieje, ale nie wykazują żadnej reakcji, przez co lekarze i najbliżsi pacjenta nie są w stanie zorientować się, czy nastąpiła śmierć mózgowa.
Młody mężczyzna budzi się w szpitalu. Nie może się ruszać, nie może mówić, nie może nawet zamknąć oczu. Jest całkowicie sparaliżowany, ale świadomy tego, co dzieje się wokół. Słyszy, jak mówią do niego bliscy oraz personel medyczny, mimo że nie oni nie wiedzą, że się obudził. Na początku chory wpada w panikę, ale stopniowo się uspokaja i zaczyna rozmawiać ze swoim przewodnikiem duchowym – mądrzejszym alterego. Jego życie nie było idealne i teraz, być może u progu śmierci, musi pogodzić się sam ze sobą.
„Gdy tylko oprzytomniałem, zorientowałem się, że coś jest bardzo nie w porządku. Oślepiające światło raziło mnie w oczy, ale nie mogłem mrugnąć. Próbowałem odwrócić wzrok, poruszyć rękoma i zakryć twarz dłońmi, lecz nie potrafiłem tego zrobić”*.
„Niewolnik. Jak przebudziłem się do życia” – Ananda Dilvara to coś pomiędzy powieścią, monologiem, a automotywacyjnym poradnikiem. Ta wybuchowa mieszanka niestety kompletnie mnie nie przekonała. Motyw nie jest nowy, czytałam już trochę książek o śpiączce (m.in. genialny „Dowód Życia”, czy wciągającą powieść „Wiem, że tu jesteś”), w której pacjent wszystko słyszy, ale nie może zareagować, a pewnie jest ich całe mnóstwo.
Wplecenie do prostej fabuły przekazu motywującego typu: „wszystko, co złe to tylko kwestia naszego nastawienia”, kompletnie do mnie nie przemówiło i jest jakby nie na miejscu. Oczywiście ważne jest, żeby nie poddawać się nawet w najtrudniejszych sytuacjach, ale automotywacja w przypadku stanu wegetatywnego to jednak za wiele. Była w tym jakaś mądrość, ale nieadekwatnie dobrana do sytuacji, a już twierdzenie, że rozmawiając samemu ze sobą w szpitalnym łóżku na poziomie prostych i mało odkrywczych tez doznamy przy tym oświecenia, było zbyt naciągane.
Niestety książka kompletnie nie trafiła w mój gust. Zarówno fabuła, jak i zastosowany język były zbyt proste, a „życiowe” rady przemycane przez autora nieadekwatnie dobrane do sytuacji głównego bohatera i jednocześnie narratora tej powieści. Ponadto całość jest kalką z historii, jakich w literaturze było już wiele. Być może lektura spodoba się ona osobom zaczytującym się w automotywacyjnych poradnikach, ale to kompletnie nie moja bajka.
* Dilvar A., Niewolnik. Jak przebudziłem się do życia, Wydawnictwo Samsara, Białystok 2018, s. 13.
Moja ocena: 3/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Samsara