Porachunki – Wojciech Krusiński

Czy w dziecku może się zrodzić zło? Oczywiście, że tak. Pod wpływem wychowania, otoczenia, silnych emocji, niewłaściwych przekazów, czy zwykłego niedopilnowania w głowie dziecka może powstać pomysł, który w efekcie doprowadzi do tragedii. Tego da się jednak uniknąć. Z dzieckiem trzeba rozmawiać, pokazywać właściwą drogę, tłumaczyć co jest białe, a co czarne. Trzeba dużo samozaparcia i poświęcenia czasu, ale można kwitnące zło wykorzenić. 

Dwunastoletni Adam marzył, żeby zostać superbohaterem, ale był przeciętnym chuchrem, które nie ma zbyt wielu kolegów. Pewnego dnia widząc, że starsze opryszki gnębią jego rówieśniczkę Marię ruszył do ataku. Jego bohaterski wyczyn skończył się fiaskiem. Został pobity i upokorzony. Od tego momentu chłopiec poprzysiągł sobie zemstę na stręczycielach i zaczął się do niej przygotowywać. Tak jak umiał, po swojemu.

Fabuła „Porachunków” Wojciecha Krusińskiego jest bardzo prosta. Dwunastolatek staje w obronie koleżanki, zostaje pobity i chce się zemścić. Na swój chłopięcy sposób opracowuje plan – ogląda straszne filmy i instruktaże samoobrony na YouTube, ćwiczy, więcej je, żeby zwiększyć masę ciała i próbuje stać się zły. W historii nie ma nic wyjątkowego. Wprawdzie pod koniec coś zaczyna się komplikować, coś rozjaśniać, coś przyspieszać, ale niestety to za mało, żeby powiedzieć, że to ciekawy motyw, nadający się na solidną powieść.

Autor stosuje bardzo szkolny styl, z wieloma nielogicznymi wtrąceniami. Przez większą część książki miałam wrażenie, jakbym czytała licealne wypracowanie. W miarę poprawne, ale z naiwnymi błędami logicznymi. Oto kilka przykładów: „Gdyby byli starsi i ktoś w tym momencie na nich spojrzał, mógłby dojść do wniosku, że są pijani. Ale w tym wieku wyglądali jak mili, grzeczni, niewinni chłopcy, którymi w końcu naprawdę byli”. To wyglądali na pijanych, czy grzecznych? „Tylko nieliczni decydowali się na postawienie wielopiętrowej kamienicy z oddzielnymi mieszkaniami. – Może nie doczekam wnuków – uzasadniali swoją decyzję”. Uhm, na pewno uzasadnieniem decyzji o niepostawieniu kamienicy był fakt, że ktoś myślał, że nie doczeka wnuków. Chyba każdy wie, że na kamienicę stać było tylko wybranych, bardzo bogatych ludzi i to pieniądze oraz status człowieka były głównym powodem, że nie stawiało się kamienic od ręki… „Najlepiej gdyby znaleźli otwarty grób, wtedy mogliby się tam schować. Gorzej jednak, gdyby Szef i Wódz ich znaleźli. Jeszcze by zasypali grób”. Na pewno autor w swoim życiu spotkał milion otwartych grobów, do których można się śmiało schować i zasypać je w pięć minut. „Obaj wybuchli śmiechem, podczas gdy Adam i Karol jednocześnie spojrzeli na nagrobek. Nie widzieli jednak wyrytego na nim nazwiska. Było z drugiej strony”. No tak, jeśli ktoś ukrywa się za nagrobkiem to ciężko, żeby zobaczył nazwisko. Wymagało to wytłumaczenia. Takich dziwnych opisów w tej książce jest całe mnóstwo…. Ale nie będę ich tutaj już przytaczać.

Fabuła jest bardzo słaba, pojawiają się błędy logiczne i interpunkcyjne, autor stosuje nieuzasadnione mieszanie czasu przeszłego z teraźniejszym, bohaterowie są irytujący, dialogi dziwne – nawet, jak na dwunastolatków – porównania się ze sobą nie kleją, a zakończenie nie powala na kolana. Niestety nie znalazłam ani jednego elementu, „ratującego” tę powieść, dlatego „Porachunki” są mocnym kandydatem, który może pojawić się na liście najgorszych książek przeczytanych w 2018 roku.

* Wszystkie cytaty pochodzą z książki: Krusiński W., Porachunki, goodstory.pl, Warszawa 2017.

Moja ocena: 1/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi