Ślepy archeolog – Marta Guzowska
Wzrok jest jednym z najważniejszych zmysłów, pozwalających człowiekowi sprawnie funkcjonować w społeczeństwie. Osoby niewidome potrafią sobie doskonale radzić, żyjąc w całkowitej ciemności, jednak, co oczywiste, mają przed sobą o wiele wyzwań i ograniczeń niż w pełni sprawni ludzie. W stałych, znanych miejscach poruszają się swobodnie dzięki słuchowi oraz dotykowi, ale już na nowym terenie pojawiają się spore problemy z orientacją przestrzenną.
Pomysł na niewidomego bohatera był wyśmienity i uzasadniał całą fabułę, a zwłaszcza jej uwieńczenie, jednak diabeł tkwi w szczegółach… Tom Mara to postać antypatyczna, nerwowa i niebudząca sympatii. I nie byłoby w tym nic złego, bo i tacy bohaterowie są potrzebni w książkach, jednakże tytułowy ślepy archeolog był zbyt słabo dopracowany przez autorkę. Niewidoma osoba, jak powszechnie wiadomo, ma problemy z poruszaniem się w nieznanym sobie środowisku, a Tom Mara doskonale przemieszczał się nie tylko po biurach wykopalisk, nie tylko na samym terenie wykopalisk (gdzie były dziury, kamienie i inne rozmaite przeszkody), ale także w obcym sobie szpitalu, czy w obcym posterunku policji. Było to mało wiarygodne, tak samo, jak niewiarygodne było to, że osoba niewidoma jest w ogóle archeologiem. To tak, jakby ze ślepca uczynić pilota samolotu, bo przecież wie, gdzie są odpowiednie dźwignie, leci na autopilocie, ma komunikaty głosowe etc. Mimo nawet najdoskonalszej koncepcji, po prostu ciężko to przełknąć.
Marta Guzowska w posłowiu pisze: „Zadaniem autora nie jest opisać wszystko w skali jeden do jednego, tylko sprawić, żeby czytelnik uwierzył, że opis jest prawdziwy. Jeśli zatem uwierzyliście w prawdziwość opisanego świata, to mi się to udało!”*. O ile widać, że opis wykopalisk jest bardzo autentyczny, autorka bowiem sama jest archeologiem i zna ten świat od podszewki, o tyle główny bohater jest kompletnie oderwany od rzeczywistości i w ogóle mnie nie przekonał.
W „Ślepym archeologu” narracja jest pierwszoosobowa, prowadzona przez Toma Marę. Wprowadzenie niewidomego narratora to bardzo interesujący zabieg, jednakże widać było, że autorce zabrakło doświadczenia z osobami, które utraciły wzrok, aby wiedzieć, jak ugryźć niektóre tematy. Drażniło mnie również, że główny bohater w snutej przez siebie opowieści zwracał się bezpośrednio do odbiorcy, uważam bowiem, że to powoduje brak charakterystycznego wsiąknięcia do innego świata, gdy narrator sam podkreśla, że to jest powieść, opowiadanie lub inna forma zapisu przebiegu akcji.
Fabuła jest dość interesująca i budziła ciekawość. Przewracając kartki, chciałam wiedzieć, co zdarzy się dalej, jednak zakończenie było bardzo przekombinowane i mało zaskakujące, choć właśnie na mocny finał liczyłam najbardziej. To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Marty Guzowskiej. Do plusów mogę zaliczyć pomysłowość, świetny styl, wciągający czytelnika w intrygę oraz dobrą charakterystykę postaci, jednakże ze świetnego zalążka autorka zrobiła coś, co jest kompletnie nieautentyczne i do mnie niestety nie przemawia.
* Guzowska M., Ślepy archeolog, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2018, s. 397.
Moja ocena: 5/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy