Śmiertelny Sen – Philip Gooden
Od jakiegoś czasu wśród autorów książek modne jest tworzenie thrillerów oraz powieści akcji, których fabuła rozgrywa się wokół jakiejś powszechnie znanej postaci. Taki zabieg udał się doskonale Danowi Brownowi, który wrzucił swoich bohaterów w wir wydarzeń powiązanych z tajemnicami Leonarda Da Vinci. Niestety nie wszyscy mieli tyle szczęścia, żeby napisać udane książki, a jedynie chcieli wypłynąć na znanym nazwisku.
W szesnastowiecznej Anglii za czasów Williama Szekspira i królowej Elżbiety I śmierć jest tak powszechna, że nikt nie przejmuje się tym, gdy ktoś umrze – przechodzi to do porządku dziennego. Nick Revil, syn pastora, przybywa do Londynu z małej miejscowości. Marzy o tym, żeby zostać wielkim aktorem i dzięki zbiegowi okoliczności dostaje angaż w teatrze Lorda Szambelana. Ma zastąpić artystę, który wyjechał, aby opiekować się umierającą matką. Mężczyzna ma zagrać w spektaklach samego Szekspira, który od czasu do czasu osobiście wkracza na scenę. Mimo, że role Nicka są niewielkie pęka z dumy, bo spełniło się jego największe marzenie.
Podczas spektaklu, jeden z aktorów prosi Nicka o przekazanie liściku pewnej damie. Gdy młody mężczyzna przybywa do wskazanej loży dochodzi do zamieszania. Dzięki wnikliwemu umysłowi pomaga rozwiązać zagadkę kradzieży naszyjnika kobiety, której miał przekazać przesyłkę. Jej syn oferuje mu lokum w ich rezydencji w zamian za przysługę detektywistyczną. Jego ojciec umarł w ogrodzie, a niebawem po tym wydarzeniu matka wzięła ślub ze stryjem. Cała sytuacja przypomina akcję z Hamleta. Czy William Szekspir miał coś wspólnego z domniemanym morderstwem, czy jedynie inspirował się historią?
Philip Gooden w „Śmiertelnym Śnie” użył postaci Szekspira jako wabika na czytelników. Nie odgrywa on tam znaczącej roli, jedynie pojawia się od czasu do czasu jako podejrzany. Zabieg marketingowy okazał się skuteczny, bo sięgnęłam po książkę, ale wykonanie oceniam na tróję na szynach. Już na początku autor raczy czytelnika dziwnymi, ni to pompatycznymi, ni to śmiesznymi opisami: „Właśnie ucho ją interesowało. Wokół niego rósł delikatny meszek, wątła palisada, marna ochrona przed zawartością matowej flaszki. Postać pomyślała o gankach i alejkach, o krętych ścieżkach wnętrza ucha, do którego małżowina była portalem. Spośród wszystkich wejść do ludzkiej głowy to jest najsłabiej strzeżone; poterna, czyli tajemne przejście w fortyfikacji, uchylona przez zdradzieckiego sługę dla oblegającej armii”*. Są też porównania: „Nieszczęsna panna Ransom spoczywała na mnie niczym armia, która najechała wroga tylko po to, by nagle odkryć iż ten zniknął”**. Później Gooden już się hamuje z takimi smaczkami, jednak początek ma nie najlepszy, a zazwyczaj to on decyduje o dalszym czytaniu książki. „Śmiertelny Sen” jest też pełen wulgaryzmów i nieuzasadnionej pikanterii. W niektórych momentach miałam wrażenie, że autor opisuje swoje własne fantazje seksualne. Nie ma w tym nic subtelności, np. sceny seksu określa mianem systemu pchnięć i sapnięć, piersi nazywa cyckami a członka dzidą. Nijak mi to nie pasowało do powieści o aktorach, teatrze i Szekspirze. Ponadto główny bohater i narrator jednocześnie czasami tak daleko odbiegał myślami (i ich opisem), że gubiłam się już czy jest w łożu swojej ukochanej prostytutki, czy właśnie dowiaduje się o śmierci rodziców, czy jest na scenie w trupie Lorda Szambelana. Fabuła mogłaby być nawet ciekawa, bo pomysł był niegłupi, do tego książkę czyta się niezwykle lekko i szybko, ale wykonanie nie zasłużyło na brawa jak po dobrym spektaklu.
* Gooden P., Śmiertelny Sen, Mira, Warszawa 2015, str. 7
** Tamże, str. 41
Moja ocena 3/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Mira/Harlequin