Sprzedawczyk — Paul Beatty

Czy zamieszkujący USA czarnoskóry mężczyzna może pragnąć niewolnictwa i segregacji rasowej w dzisiejszych czasach? Ba! Czy może być właścicielem niewolnika i zamawiać mu specjalną chłostę? Czemu nie! Główny bohater „Sprzedawczyka” zostaje posądzony o propagowanie i stosowanie niewolnictwa, ale historia jest znacznie głębsza i bardziej zagmatwana niż wygląda to na pierwszy rzut oka.

Już pierwsze zdanie powieści, które brzmi: „Być może trudno uwierzyć w te słowa, kiedy mówi je czarny mężczyzna, ale nigdy niczego nie ukradłem” budzi kontrowersje, zaciekawienie i pewną dozę niesmaku. A dalej jest jeszcze lepiej… „Nigdy nie oszukałem na podatkach ani w kartach. Nigdy nie wślizgnąłem się do kina bez biletu, nie zatrzymałem dla siebie reszty, którą wydał mi przez pomyłkę w drogerii kasjer, obojętnie podchodzący do zagadnienia wymiany towarowej oraz pozbawiony oczekiwań względem płacy minimalnej. Nigdy nie obrabowałem domu. Nie obrobiłem sklepu z alkoholem. Nigdy nie wszedłem do zatłoczonego autobusu czy metra, nie siadłem na miejscu zarezerwowanym dla seniorów, nie wyjąłem mojego gigantycznego penisa i z perwersyjną, acz strapioną miną nie zmasturbowałem się aż do wytrysku”*. I taka właśnie jest książka Paula Beatty’ego — kontrowersyjna, ciekawa i momentami niesmaczna.

Gdybym miała jednym słowem określić „Sprzedawczyka”, byłoby to słowo, którym posługuję się niezwykle rzadko: ARCYDZIEŁO! Autor stworzył genialną, podszytą humorem, ale też skłaniającą do głębokich przemyśleń satyrę na współczesny obraz amerykańskiego społeczeństwa.

Pierwszoosobowy narrator, będący jednocześnie bohaterem wydarzeń opowiada o swoim losie od dzieciństwa,  aż do momentu postawienia go przed Sądem Najwyższym Stanów Zjednoczonych, wracając jednocześnie do punktu, w którym rozpoczął przedstawienie swej historii. Drops — bo tak mówią na tytułowego Sprzedawczyka — wychowuje się w fikcyjnym kalifornijskim mieście Dickens. Do miejscowości znanej z dużej ilości morderstw i przestępstw zaglądają tylko turyści mocni wrażeń. Murzyńskie gangi, szemrane interesy i nadużywanie broni skutecznie odstraszają przyjezdnych. Ojciec Dropsa, psycholog, w samotnym wychowaniu syna widzi idealną okazję do eksperymentowania. Mężczyzna, przez wpajanie dziecku rozmaitych idei i nauk (często niemoralnych i kłócących się z tym, co obyczajne i wskazane dla tak młodego umysłu), chce doprowadzić do stworzenia „czarnucha renesansu” — wolnego od poczucia winy i niższości wpajanych mu przez społeczeństwo. Kiedy Sprzedawczyk jest na studiach, jego ojca zabijają policjanci, którzy czują się bezkarni wobec zabójstwa niezbyt uprzejmego Murzyna, wykłócającego się z nimi w biały dzień. Drops przejmuje schedę po seniorze i zaczyna powielać przez lata wpajane mu równościowe wartości.

Fabuła, choć jest interesująca, nie odgrywa w tej powieści pierwszych skrzypiec. Bardziej od niej czytelnik doceni zapewne kąśliwe uwagi, sporą dawkę humoru i wspaniały styl pisarski Paula Beatty’ego. Autor ustami swego bohatera opowiada o konfliktach rasowych ukazanych z różnych ujęć, wskazując jako winnych nie tylko białych, ale i czarnych mieszkańców małej, zapomnianej, rolniczej miejscowości w Kalifornii. Beatty robi to w sposób bezpośredni i mało dyplomatyczny (słowo „czarnuch” pada tu zaskakująco wiele razy), ale jakże celny i dobitny. Sprzedawczyk jest trochę o niewolnictwie, trochę o segregacji, ale głównie o postrzeganiu drugiego człowieka poprzez pryzmat jego pochodzenia, urodzenia oraz rasy.

Moim zdaniem „Sprzedawczyk” w pełni zasłużenie otrzymał  nagrodę Man Booker Prize. Co warto jeszcze podkreślić, tłumaczenie jest wykonane na wysokim poziomie, podbijającym kunszt językowy Beatty’ego, dzięki czemu tę powieść czyta się z ogromną przyjemnością. Książkę polecam zarówno w wersji papierowej, jak i w formie audio — w mistrzowskim wykonaniu Jarosława Boberka.

Moja ocena: 10/10

* Beatty P., Sprzedawczyk, Sonia Draga, Katowice 2017.


Tytuł: Sprzedawczyk
Autor: Paul Beatty
Przekład:  Piotr Tarczyński
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 416