Targi z Bogiem – Waldemar „Zajonc” Panek

Ostatnio w mediach mogliśmy obserwować głośną sprawę Tomasza Komendy, niesłusznie skazanego za brutalny gwałt oraz morderstwo. Mężczyzna odsiedział 18 lat w więzieniu, po czym w toku nowego śledztwa, okazało się, że jest niewinny. Takie rzeczy, choć są przerażające, zdarzają się zarówno w Polsce, jak i na świecie. Przez nieuwagę lub jawne niedopatrzenie prokuratury, sędziów, prawników, czy przez bezpodstawne oskarżenia świadków mężczyźni i kobiety trafiają do cel i odsiadują wieloletnie wyroki za czyny, których nie popełnili. Jesteście w stanie wyobrazić sobie siebie w takiej sytuacji? 

Młody chłopak, wraz z grupą ulicznych pijaczków napada na sklep. Gdy Fieja zostaje aresztowany, wymyka się policjantom, zabijając jednego z funkcjonariuszy. Trafia do gospodarstwa samotnego małżeństwa, które najpierw udziela mu schronienia, a później pomaga w dalszej ucieczce. Policja łapie dwóch pozostałych sprawców, a wraz z nimi brata jednego ze złodziei. Walduć Anek to trzydziestoletni rolnik. Mąż i ojciec. Przykładny obywatel, który nie ma nawet mandatów. Razem z bratem zostaje wsadzony do aresztu i niesłusznie oskarżony. Funkcjonariusze wprost mówią, że wiedzą o jego niewinności, ale i tak Walduć trafia do więzienia.

Fabuła „Targów z Bogiem” Waldemara „Zajonca” Panka jest nieskomplikowana i raczej odtwórcza. W skrócie można by było ją opisać dosłownie w jednym zdaniu: „Niesłusznie oskarżony mężczyzna trafia do więzienia”. Mimo że taka sytuacja jest przerażająca, autorowi nie udało się we mnie wywołać żadnych emocji. Co więcej, uważam, że książka jest po prostu źle napisana i słabo zredagowana. Po pierwsze już na wstępie irytowała mnie kuriozalność fabuły. Prawdziwy morderca, Fieja, trafia do jakiejś obcej, poczciwej rodziny, opowiada im, że jest alkoholikiem, przestępcą, napadł na sklep, a później zamordował policjanta, a oni co robią? Dają mu jeść, proponują nocleg, chcą, żeby z nimi zamieszkał, a gdy ten się nie godzi, dają mu… kajak. Żeby chłopaczysko uciekło sobie nim rzekami. Brzmi absurdalnie? No właśnie… Mówią, że jak jest zbrodnia, to musi być kara, więc policjanci biorą sobie z ulicy brata jednego ze złodziejaszków, mówią mu, że wsadzają go, aby brat się przyznał do napadu i tak go trzymają w pierdlu, dając wybór, czy ma trafić do celi dla grypsujących (a nigdy nie był skazany), czy dla niegrypsujących. Paranoja.

Do kiepskiej fabuły dochodzi fatalna konstrukcja karykaturalnych zdań. Oto „kilka” przykładów, które notowałam jedynie do setnej strony… „Wszystkie wydarzenia ostatnich godzin były ogromnym obciążeniem dla młodej i nieukształtowanej, mimo wielu doświadczeń życiowych, chłopięcej psychiki” (s. 24). Trochę rozdwojenie jaźni albo psychika była młoda i nieukształtowana, albo doświadczona życiowo. „Był tak zajęty piciem, trzeźwieniem, wynoszeniem reszty rzeczy, które wymieniał na gorzałkę… Piciem, trzeźwieniem, piciem, trzeźwieniem i tak w koło, że chyba sam się nie zorientował, kiedy pół roku później umarł” (s. 25). No bidulek! Nie zauważył, że umarł i teraz błąka się po padole całkiem nieświadom swej śmierci. „Gospodyni otrzymała w podzięce ukłon aż do ziemi, a psy pieszczotliwe poklepanie po łbach” (s. 35). Czy można otrzymać poklepanie po łbach? „Teraz siła uderzenia była tak potężna, że moja świadomość rozważała przez moment, czy zostać ze mną, czy może mnie na trochę opuścić” (s. 43). Ach ta niezdecydowana, durna świadomość! „Kurczę. W tym momencie poczułem się co najmniej dziwnie. Z jednej strony język coraz bardziej ze slumsów, z drugiej, eureka, ja mam auto, a nie poloneza. Normalnie nie do wiary” (s.43). No rzeczywiście bardzo zaskakujące! Jednak nie wiem, co autor miał na myśli. „-Aha? – Gliniarz nadal nie mógł wyjść ze zdziwienia. – Hm. – Niby rozumiał” (s. 46). Cóż za rozbudowany dialog i jak świetnie określający emocje bohaterów! „Na biurkach leżało to, co zwykle znajduje się na tych meblach: papiery, długopisy, dziurkacze, maszyny do pisania i tak dalej” (s. 49). No tak, na biurkach zawsze leżą maszyny, wiele maszyn. U Was też? „Gdy zgrzyt zasuwy poinformował, że znów jestem zamknięty, opadły mi ręce” (s. 73). Bardzo wyraźny związek przyczynowo-skutkowy. „Szliśmy z Januszem w milczeniu obok siebie, Ufel zaś za nami, a Zga, bo tak nazywał się głuchoniemy, gdzieś daleko z tyłu lub daleko z przodu, bo na okręgu wszystko staje się względne” (s. 87). W tym zdaniu autor przemienia się w filozofa-geometrę. „Uwagę przykuwał jego duży nos, lecz mimo tego kichawca twarz była dość sympatyczna” (s. 90). Czy wy też uważacie, że ludzie z dużymi nosami, nie mogą być sympatyczni? „- Idziemy do lekarza – oznajmił. – Zwykła procedura – dodał, widząc znaki zapytania w moich oczach” (s. 92). Po przeczytaniu tego zdania, w moich oczach też się owe pojawiły… „- No i co? – A co ma być? – Konwersacja rozwijała się w najlepsze” (s. 94). Tak… Dialogi w tej powieści są doskonałe… „Po tych słowach dostrzegłem na jej twarzy różowe oznaki zmieszania, a nie tylko bezczelną pewność siebie” (s. 95). Zdarza Wam się miewać różowe oznaki zmieszania? „Historia powtarzała się jak w kalejdoskopie” (s. 95). Ciekawe porównanie, zazwyczaj, coś się zmienia jak w kalejdoskopie, a nie powtarza. „Ja, chłop ze wsi, przyzwyczajony do roboty i przestrzeni, wylądowałem nagle w klatce, gdzie nawet moje myśli miały zbyt ciasno” (s. 98). Chyba też muszę wypuścić moje myśli na otwartą przestrzeń… „Zagadkowy był jego mistycyzm. Czułem się przy nim dobrze. Wprowadzał spokój w moje bytowanie” (s. 99). Może bym przełknęła to zdanie, gdyby mówiło o mnichu buddyjskim, a nie o więźniu. „Przerażało mnie czekanie na świt, gdy jeszcze nie zapadł zmrok. Wiedziałem, że muszę coś wymyślić, bo w innym wypadku naprawdę popadnę w jakieś choróbsko. Gdy o dwudziestej drugiej zgasło światło, moje oczy nadal błądziły po brudnym stropie, szukając utraconego szczęścia” (s. 100). I na koniec czysta poezja! Czy oczy mogą gdzieś błądzić poza oczodołami? Po co tym oczom szczęście?

Może i jestem trochę zgryźliwa, pisząc komentarze do tych cytatów, ale sami zrozumcie, przebrnięcie przez tę książkę nie było łatwe. Podsumowując, jest to powieść słabo napisana, słabo zredagowana, ma mało wyrazistego bohatera, fabuła jest nielogiczna, odtwórcza i naciągana a dialogi są drętwe. Niestety nie znalazłam ani jednej zalety tej książki. Nie polecam!

* Wszystkie cytaty pochodzą z: Panek W., Targi z Bogiem, Wydawnictwo Książkowe, Warszawa 2018.

Moja ocena: 1/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu dla.czemu