W zasadzie tak – Jacek Fedorowicz
PRL to nie tylko pełna nazwa Polski (Polska Rzeczpospolita Ludowa) funkcjonująca w latach 1952-1989, to także czasy, w których trzeba było stać godzinami w gigantycznych kolejkach, żeby dostać kawałek podłej jakości wędliny; gdzie niemal wszyscy mieli pracę i pieniądze, ale na półkach w sklepach nie było niczego poza octem; gdzie zdobycie papieru toaletowego było wielkim wyczynem; a cinkciarz sprzedający na ulicy dolary zza pazuchy żył jak panicz, gdzie niczego nie można było załatwić bez wręczenia co najmniej paczki kawy, natomiast Fiat 126p, zwany potocznie maluchem był oznaką luksusu i bogactwa. Można by tak jeszcze długo wyliczać. Jeśli kojarzycie film Barei „Miś”, to tak to mniej więcej wyglądało. Jednym słowem był to okres, w którym absurd gonił absurd i wszyscy w tym tkwili.
Jak przechytrzyć kelnera, żeby czas podania posiłku skrócić zaledwie do godziny? Jak rozmawiać z milicją, aby uniknąć (i tak niesłusznego) mandatu? Co zrobić żeby przejść procedurę w urzędzie i nie zwariować? Dlaczego nie opłaca się reklamować rozklejonych po jednym włożeniu butów? Jak się wymigać od picia wódki i nie zostać posądzonym o brak koleżeństwa? Co trzeba wiedzieć o naprawie malucha, jeszcze przed jego kupnem? Na te absurdalne pytania, które w czasach PRLu były jak najbardziej uzasadnione odpowiada Jacek Fedorowicz w książce „W zasadzie tak”.
„Kiedy mam coś do załatwienia w jakimkolwiek urzędzie, przede wszystkim staram się tego nie załatwiać i żyję sobie niezałatwiony, współczując tym, co się szarpią. Kiedy jednak sytuacja zmusi mnie do załatwiania, postanawiam, że pójdę na spacer, a przy okazji wpadnę do jakiegoś urzędu, pobędę tam chwilę i znów wrócę do spacerowania. Proszę zwrócić uwagę na ścisłość sformułowań: wpadnę i pobędę, a nie: wpadnę i będę starał się załatwić sprawę”*.
W okresie PRLu Jacek Fedorowicz był znany przede wszystkim z kultowego „Dziennika Telewizyjnego”, ale prowadził on także cykl audycji „Poradni Zdrowia Psychicznego” w programie III Polskiego Radia. „W zasadzie tak” to zbiór jego felietonów opartych na tych audycjach, który po raz pierwszy został wydany w 1975 roku. Był to podobno największy antykomunistyczny bestseller wydany za pieniądze komunistów i rzeczywiście lektura obnażała absurdy funkcjonowania państwa i społeczeństwa, ale o panującej ówcześnie władzy nie było w niej ani słowa, więc być może dlatego przymknięto na nią oko. Niedawno książka została wznowiona, dzięki czemu mogą ją poznać młodszy czytelnicy, a starsi przypomnieć sobie tę publikację i dawne czasy.
„Ja rozumiem, że do tego wszystkiego trudno jest się z początku przyzwyczaić, ale musicie się przemóc i zerwać z przestarzałym systemem myślenia, który polega na tym, że od piekarza spodziewamy się bułek, od szewca butów, a od Eldomu lodówki”**.
Na szczęście, obecnie żyjemy w nieco lepszym świecie (choć niektórzy uważają, że „za komuny” było lepiej), więc porad nie można dziś już wykorzystać, ale można je przeczytać jako ciekawostkę, która pokazuje, z jakimi niedorzecznymi sytuacjami jeszcze nie tak dawno stykali się Polacy. Ta pozycja nie jest jakoś szczególnie pouczająca, nie pokazuje przekroju społeczeństwa, nie ma wartości edukacyjnej, ale jest dość zabawna i czyta się ją z przyjemnością. Czuć w niej charakterystyczny, podszyty ironią, humor Jacka Fedorowicza i w tym tkwi największa zaleta tego zbioru.
* Fedorowicz J., W zasadzie tak, Wielka Litera, Warszawa 2017, s. 9.
** tamże, s. 9.
Moja ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Wielka Litera