Wszystkie moje kobiety. Przebudzenie – Janusz Leon Wiśniewski

Śpiączka, nazywana w języku medycznym komą to głębokie zaburzenie świadomości i przytomności, które jest związane z rozpadem cyklu czuwania oraz wzbudzenia. Stan ten objawia się brakiem reakcji nawet na silne bodźce i uogólnionym bezruchem. Ludzie, w stanie komy wyglądają, jakby cały czas spali. Okres ten może trwać od kilku dni do nawet kilku lat. Zdarza się, że osoby zapadające w komę nigdy się już nie budzą. 

Dojrzały mężczyzna, doktor matematyki, budzi się w klinice w Amsterdamie, gdzie dowiaduje się, że ostatnie pół roku życia spędził w śpiączce, całkowicie odcięty od zewnętrznego świata. Od lekarzy oraz pielęgniarek stopniowo uzyskuje informacje na temat tego, co działo się w tym okresie: kto go odwiedzał, kto się o niego martwił, kto czuwał przy jego łóżku. Głównie, zainteresowane jego losem były kobiety, a było ich sporo. Córka, była żona, obecna partnerka i mnóstwo mniej lub bardziej przelotnych kochanek. Każda z nich przez niego adorowana, każda w nim szaleńczo zakochana, choć prawie żadna nie była w danym czasie tą jedyną. Leżący samotnie, w szpitalnym łóżku, mężczyzna wraca myślami do każdej z tych burzliwych, aczkolwiek pięknych historii o swoich kobietach, wspominając romanse z nimi, gorsze momenty, szalone łóżkowe ekscytacje oraz rozstania.

„Zakładamy z absolutnym przekonaniem, że obudzimy się za te kilka godzin, że dokończymy wszystko niedokończone, że następne zdarzenia na osi czasu naszego życia zaczną się wprawdzie w punkcie przesuniętym o kilka następnych godzin, ale świat przecież też przesunie się do tego punktu. To nam się wcale nie wydaje. Mamy pewność. Nastawiamy budzik, bierzemy prysznic, szorujemy zęby albo wrzucamy protezy do szklanki, zostawiamy urwane w połowie zdania na ekranie komputera, a na biurku kubek z niedopitą herbatą, kładziemy się obok bliskiego nam człowieka, często z nim skłóceni, z zamiarem przeprosin, ponieważ dotarło do nas, że go skrzywdziliśmy. Postanawiamy prosić go o wybaczenie, ale dopiero rano. Nie obudzimy go przecież w środku nocy, aby powiedzieć: <<Wybacz mi, przepraszam>>. Bo przecież to tylko kilka godzin. I on tak żył, i także on przerywał życie na chwilę, zostawiał zdania urwane w połowie i zasypiał, wielokrotnie bez wypowiedzenia przeprosin. Bo przecież obudzi się rano. Dzisiejszej nocy przekonał się, że przebudzić się można znacznie później niż następnego ranka, być może w zupełnie innym świecie. Albo nie obudzić się już nigdy więcej…”*.

Proza Janusza Leona Wiśniewskiego zawsze opowiada o miłości. Autor, mimo że jest stuprocentowym mężczyzną, pisze książki dla kobiet, o kobietach i w sposób kobiecy. Tak też stało się w przypadku powieści „Wszystkie moje kobiety. Przebudzenie”. Wiśniewski opisuje w niej relacje damsko-męskie na podstawie wspomnień dojrzałego mężczyzny, który budzi się z półrocznej śpiączki.

Powieść jest swojego rodzaju pochwałą kobiecości i mimo że główny bohater do ideałów nie należy, to jego kobiety są perfekcyjne, chociaż każda z nich jest inna. To oddane, inteligentne, młode, wrażliwe i piękne istoty, które uwikłały się w związek z męską wersją femme fatale.

Książka mogłaby być idealna, gdyby była o połowę krótsza. Bardzo lubię styl Leona Janusza Wiśniewskiego, ale we „Wszystkich moich kobietach. Przebudzeniu” pojawiło się kilka dłużyzn, przez które ciężko było mi przebrnąć oraz monologów, które po pewnym czasie robiły się zwyczajnie nudne. Gdyby autor skondensował treść, w której przecież nie było żadnej akcji, bo opierała się tylko na wspomnieniach związków i szpitalnych dyskusjach z personelem, pozycja ta stałaby się o wiele bardziej wartościowa i wciągająca. Niemniej książkę polecam, bo jest to piękna historia o miłości, niekoniecznie tej jedynej.

* Wiśniewski J. L., Wszystkie moje kobiety. Przebudzenie, Znak litera nova, Kraków 2017, s. 53-54.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Znak