Zbrodnia i Karaś — Aleksandra Rumin (PATRONAT – RECENZJA PRZEDPREMIEROWA)
Czy zdarza Wam się śmiać w głos podczas lektury? Przyznam szczerze, że mnie niezwykle rzadko literatura jest w stanie rozbawić do łez. Mam specyficzne, ironiczne poczucie humoru, które nie każdy rozumie, więc banalne komedie (również te filmowe) kompletnie mnie nie bawią. Z dużą dozą ostrożności podchodziłam więc do „Zbrodni i Karasia”, czyli satyry na środowisko naukowe o zabarwieniu kryminalnym, pióra Aleksandry Rumin, ale jakże miło się rozczarowałam! Czytając tę zwariowaną powieść, co chwilę parskałam śmiechem, wywołując niemałe zdziwienie wśród otaczających mnie ludzi, zwłaszcza staruszków, czekających ze mną w kolejce w banku.
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, zwany przez niektórych Uksfordem nigdy nie cieszył się dobrą sławą. Mawia się, że idą tam studenci, których żadna inna uczelnia nie chciała nigdzie przyjąć. Wykładowcy też nie sprawiają wrażenia nazbyt rozgarniętych. Pewnego popołudnia dwie sprzątaczki znajdują ciało profesora Ernesta Karasia. Wykładowcy i pracownicy uniwersytetu na własną rękę próbują rozwikłać zagadkowe morderstwo, ale nieszczególnie im zależy na wynikach śledztwa. Tak naprawdę każdy z nich miał powód, by zabić nielubianego kolegę-szantażystę i każdy odrobinę ucieszył się z jego śmierci.
Jeśli nie lubicie kryminałów, nic nie szkodzi, bo w „Zbrodni i Karasiu” wątek morderstwa jest tylko tłem do opowiedzenia historii bohaterów i do pełnego ironicznego humoru splotu zdarzeń. Opowieść ta z kryminałem ma niewiele wspólnego. Aleksandra Rumin jako absolwentka Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego śmiało żartuje ze stanu technicznego pomieszczeń oraz z przywar uczelnianej kadry. Autorka jednocześnie zaznacza, że podobieństwo do osób i wydarzeń jest zupełnie przypadkowe. Ale czy na pewno? A może jednak inspirowała się swoimi wykładowcami, kreując postaci? Są one bowiem tak autentyczne, że aż trudno uwierzyć, iż to postaci czysto fikcyjne. Mamy tu dziekana z burzliwą, młodzieńczą przeszłością; mamy księdza Mateusza Damięckiego, który jest łudząco podobny do pewnego polskiego aktora, więc zakochują się w nim wszystkie panny oraz mężatki; mamy sprzątaczkę o aspiracjach pisarki; mamy stróża, któremu się ciągle przysypia i badacza, który nic nie bada, tylko kombinuje jakby tu coś podwędzić; mamy przynoszącego wstyd rodzinie syna polityka. Ale to jeszcze nie wszyscy.
Aleksandra Rumin skupia się na losach i charakterystyce bohaterów i muszę przyznać, że charakterystyka ta, oprócz ogromnej dawki humoru, to najmocniejszy punkt powieści. Autorka poradziła sobie z nią doskonale, wprowadzając czytelnika w świat każdej z postaci i prowadząc przez ich perypetie, pokazując, co działo się u nich przez dwanaście lat. Aż do kolejnej tajemniczej śmierci w Uksfordzie…
Jedynie mam zastrzeżenia do okładki. Rysunkowe postaci sugerują, że to książka dla wczesnej młodzieży. Nic bardziej mylnego! To w stu procentach książka dla dorosłych, którzy lubią się pośmiać z absurdalnych i kuriozalnych sytuacji życiowych. Zanim jednak sięgniecie po tę powieść, mam dla Was ostrzeżenie: Nie czytajcie jej w miejscach publicznych, bo będziecie co chwilę parskać ze śmiechu.
Moja ocena: 8/10
BLOG STACJA KSIĄŻKA OBJĄŁ KSIĄŻKĘ PATRONATEM MEDIALNYM
Tytuł: Zbrodnia i Karaś
Autor: Aleksandra Rumin
Wydawnictwo: Initium
Liczba stron: 288
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Initium