Zimbardo w rozmowie z Danielem Hartwigiem — Daniel Hartwig, Philip G. Zimbardo
Philip Zimbardo jest kojarzony z jednym z najbardziej kontrowersyjnych i przerażających eksperymentów psychologicznych — eksperymentem więziennym.
Na czym on polegał? Psycholog do badania zaprosił grupę studentów, którzy nie wyróżniali się żadnymi szczególnymi cechami. Wszyscy byli zdrowi i nie wykazywali zdolności do agresji ani do zaniżania swojej samooceny. Poinformowano ich, że w celach badawczych zostaną zamknięci w prowizorycznym więzieniu i że w każdym momencie mogą zrezygnować, ale wówczas nie zostanie im wypłacona dola za uczestnictwo w eksperymencie.
Na początku badania mężczyźni mogli wybrać czy chcą zostać strażnikami, czy uwięzionymi. Ponieważ zdecydowana większość (nie pamiętam czy nawet nie wszyscy) wybrała bycie więźniem, grupa została losowo przydzielona do swoich ról. Strażnicy otrzymali swoje atrybuty – pałki, czapki i lustrzane okulary przeciwsłoneczne. W dniu rozpoczęcia projektu przyszli więźniowie zostali profesjonalnie zaaresztowani w swoich domach (przez prawdziwych policjantów w prawdziwym radiowozie) i odwiezieni do cel. Skazańcy zostali najpierw rozebrani do naga w celu upokorzenia ich, a następnie ubrani w długie białe koszule z numerem identyfikacyjnym po obu stronach. Do prawej stopy każdego z nich umocowano ciężki łańcuch zapięty na kłódkę. Jako czapkę musieli założyć damską pończochę, aby nadać im anonimowego wyglądu. Przygotowany w ten sposób strój miał ich upokorzyć i całkowicie ujednolicić. Początkowo strażnicy nieśmiało reagowali na zachowania więźniów, a więźniowie okazywali się butni. Szybko jednak to się zmieniło. Strażnicy w ciągu kilku godzin zaczęli dominować, szydzili z uwięzionych, nie pozwalali im używać imion – mogli się posługiwać tylko swoimi numerami, wydawali im absurdalne rozkazy, jak śpiewanie własnego numeru od tyłu, albo budzili na apel w środku nocy.
Drugiego dnia eksperymentu wybuchł bunt. Więźniowie zabarykadowali się w celach, zdjęli pończochowe czapki i zdarli numery identyfikacyjne. Zaczęli naśmiewać się ze strażników. Ci wezwali na pomoc drugą zmianę i użyli przeciw skazańcom gaśnic z dwutlenkiem węgla. Więźniowie zostali rozebrani, ich łóżka wyprowadzono na korytarz, a inicjatorów buntu zamknięto w izolatkach. Innych zmuszono do robienia pompek, odmówiono im posiłków i poduszek. Trzeciego dnia nastąpiło załamanie psychiczne jednego z więźniów, który na przemian śmiał się i wpadał w agresję. Studenta wypuszczono z improwizowanego więzienia i zastąpiono go innym mężczyzną, który miał zostać donosicielem naczelnika więzienia (tej roli podjął się sam Zimbardo).
Badanie pierwotnie miało trwać dwa tygodnie, ale zakończono je już szóstego dnia. Strażnicy zaczęli dopuszczać się do coraz bardziej brutalnych zachowań, m.in. zmuszając więźniów do symulowania aktów homoseksualnych. Poza tym Christiana Maslach, przyszła żona Zimbardo, doktor ze Stanfordu, stanowczo sprzeciwiła się eksperymentowi po tym, jak przeanalizowała jego zgubny wpływ na psychikę więźniów. Była to pierwsza osoba, która zanegowała moralną stronę eksperymentu.
W wywiadzie przeprowadzonym przez Daniela Hartwiga poznajemy nie tylko tajniki eksperymentu więziennego, ale także kulisy innych badań prowadzonych przez Zimbardo, m.in. tych nad postrzeganiem czasu czy nieśmiałością dorosłych. Znany psycholog opowiada również o swoim trudnym dzieciństwie, o dyskryminacji, jakiej zaznał i która sprawiła, że zainteresował się psychologią, a także o tym, jakim był wykładowcą.
Na początku, w wątkach czysto biograficznych książka mnie nużyła, ale gdy doszłam do etapu wyznań związanych z eksperymentami i karierą Zimbardo, wprost nie mogłam się oderwać od tego wywiadu-rzeki. Polecam!
Moja ocena: 8/10
Tytuł:Zimbardo w rozmowie z Danielem Hartwigiem
Autor:Daniel Hartwig, Philip G. Zimbardo
Przekład:Olga Siara
Wydawnictwo: Wydawnictwo Naukowe PWN
Liczba stron: 296
Za możliwość przeczytania książki dziękuję księgarni internetowej inverso.pl
Jeśli interesuje Cię Philip Zimbardo przeczytaj także recenzję: Gdzie ci mężczyźni? – Philip Zimbardo, Nikita S. Coulombe