Podsumowanie października – wrap up
Dawno nie robiłam podsumowania miesiąca, czas najwyższy do tego wrócić. W październiku przeczytałam siedem książek, niestety żadna z nich nie trafi na listę najlepszych tytułów przeczytanych w tym roku, ale nie były to książki złe. W poprzednim miesiącu zostałam też blogerką miesiąca na serwisie CzytajPL oraz odwiedziłam targi książki w Krakowie i zebrałam nowe autografy do kolekcji. Październik uznaję zatem za bardzo udany czytelniczo czas.
Zaskoczenie miesiąca:
Wymazane – Michał Witkowski
Michał Witkowski jest pisarzem kontrowersyjnym, ironicznym i ma specyficzne poczucie humoru. Można go kochać, albo nienawidzić. Jego najnowsza powieść „Wymazane” jest o rzeczach brudnych, lepkich, wulgarnych i bezpruderyjnych. Witkowski nie cacka się z tematem, a wręcz dedykuje swą książkę starym, rubasznym babom, o których ona jest.
Historia Damiana stanowi główną oś fabuły, ale autor doskonale pokazuje też wszystko, co jest wokół – lokalną, prowincjonalną społeczność, która dzieli się na tych „lepszych” i na tych „gorszych”, gdzie obok siebie żyją chadzające do kościoła staruszki, luje spod budki z piwem, lokalni przedsiębiorcy i te „zza rzeki”, które należą do najgorszej kategorii i nikt nie chce się z nimi zadawać. Rozwarstwienie społeczne najlepiej przedstawiają przyjaciółki Damiana – Sylwia i Jagoda. Sylwia marzy o karierze aktorki teatralnej, jest oczytana, spokojna oraz elegancka, natomiast Jagoda jest jej kompletnym przeciwieństwem, wulgarną imprezowiczką, która zgłasza się do reality show i zyskuje popularność, dzięki poważnym brakom w edukacji. To bardzo dobry obraz małego, zapyziałego miasteczka, w którym każdy zna każdego i o każdym wszystko wie.
Damian jest głównym bohaterem, ale to nie on odgrywa główną rolę w „Wymazanym”. Pierwsze skrzypce grają niezaspokojone życiowo stare baby, zapadła prowincja, pieniądze oraz układy bez których życie byłoby nie do zniesienia.
Rozczarowanie miesiąca:
Wieża – Robert J. Szmidt
W „Wieży” Robert J. Szmidt serwuje czytelnikowi wiele wrażeń i nieustanną, bardzo dynamiczną akcję. O ile w serii „Metro” Dmitry’ego Glukhovsky’ego spotykamy się z fabułą linową, która od czasu rozgałęzia się, jak nitki metra, polegającą na podróży bohatera od punktu A do punktu B, o tyle czytając „Wieżę” miałam wrażenie, że fabuła wygląda jak bardzo skomplikowana zabawa typu połącz kropki. Niby panuje tam jako taki porządek, ale zwrotów akcji jest tyle, że często się gubiłam w tym, co właściwie zamierza zrobić główny bohater.
Sięgając po twórczość Szmidta, liczyłam, że miejsca akcji będą mocniej osadzone we Wrocławiu, że dany etap podróży będzie opisany i nazwany lokalizacją sprzed ataku, a tak naprawdę oprócz pobieżnie wspomnianego Kozanowa oraz Sky Tower takich odniesień do miasta sprzed zagłady nie odnalazłam. Owszem były jakieś enklawy, znany burdel, czy rewiry zajmowane przez Dresów oraz Pasów, ale nie wiadomo gdzie się znajdowały.
Pozostali:
Uzdrowiciel – Marek Vadas
Ta zaledwie 150 stronicowa książka zawiera zbiór trzydziestu krótkich opowiadań osadzonych w Afryce. Bohaterami są tubylcy, którzy na co dzień stykają się z niecodziennymi zjawiskami. W biednych afrykańskich krajach, jak nigdzie indziej na świecie, aż kipi od magii – dawne wierzenia są nadal kultywowane, ludzie wierzą w duchy, szczególnie duchy przodków, można spotkać też szamanów i znachorów parających się ziołolecznictwem. Pełno tam zabobonów, obrzędów oraz dziwnych mikstur. Starszyzna decyduje o wielu plemiennych sprawach, bo to starsi ludzie mają największe doświadczenie i, mimo, że często są analfabetami, mają mądrość, której nie posiedli jeszcze młodzi.
Vardas w „Uzdrowicielu” pięknie opisuje krótkie historie, bawiąc się realizmem magicznym. Wiele z nich mówi o śmierci pod różnymi postaciami, ale ta śmierć nie jest smutna, tragiczna, a raczej traktowana jak coś nieuniknionego, z czym Afrykańczycy są obyci. Można ją spotkać na każdym kroku pod różnymi postaciami, dosłownie tuż za rogiem. Z jednej strony jest to przerażające, a z drugiej fascynujące i takie prawdziwe.
W zasadzie tak – Jacek Fedorowicz
Jak przechytrzyć kelnera, żeby czas podania posiłku skrócić zaledwie do godziny? Jak rozmawiać z milicją, aby uniknąć (i tak niesłusznego) mandatu? Co zrobić żeby przejść procedurę w urzędzie i nie zwariować? Dlaczego nie opłaca się reklamować rozklejonych po jednym włożeniu butów? Jak się wymigać od picia wódki i nie zostać posądzonym o brak koleżeństwa? Co trzeba wiedzieć o naprawie malucha, jeszcze przed jego kupnem? Na te absurdalne pytania, które w czasach PRLu były jak najbardziej uzasadnione odpowiada Jacek Fedorowicz w książce „W zasadzie tak”.
W okresie PRLu Jacek Fedorowicz był znany przede wszystkim z kultowego „Dziennika Telewizyjnego”, ale prowadził on także cykl audycji „Poradni Zdrowia Psychicznego” w programie III Polskiego Radia. „W zasadzie tak” to zbiór jego felietonów opartych na tych audycjach, który po raz pierwszy został wydany w 1975 roku. Był to podobno największy antykomunistyczny bestseller wydany za pieniądze komunistów i rzeczywiście lektura obnażała absurdy funkcjonowania państwa i społeczeństwa, ale o panującej ówcześnie władzy nie było w niej ani słowa, więc być może dlatego przymknięto na nią oko. Niedawno książka została wznowiona, dzięki czemu mogą ją poznać młodszy czytelnicy, a starsi przypomnieć sobie tę publikację i dawne czasy.
Lokatorka – J.P. Delaney
Po wszystkich pozytywnych opiniach i szeroko zakrojonej reklamie „Lokatorki” J.P. Delaneya postanowiłam sama sięgnąć po tę książkę, żeby się przekonać czy te wychwalające głosy były słuszne. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest thriller psychologiczny, który naprawdę wciąga, ale z drugiej nie jest pozbawiony wad. Ale zacznę od pozytywów.
Wątek sterylnego, minimalistycznego domu oraz nieco szalonego, pedantycznego i kontrowersyjnego architekta jest oryginalny i interesujący. Autor zaserwował czytelnikowi dwa naprzemienne wątki – Jane, która mieszka w domu obecnie oraz Emmy, która mieszkała tam przedtem. Wątki w pewnym momencie się łączą, gdy aktualna lokatorka próbuje odkryć tajemnicę poprzedniej. Akcja przebiega w zawrotnym tempie, a krótkie pełne tajemnic rozdziały nie pozwalają odbiorcy odsapnąć ani na chwilę.
Świat według Polki – zbiór opowiadań
34 autorki i 65 krótkich opowiadań. „Świat według Polki” to prawdziwe historie opisane przez nasze emigrantki. Są to kobiety należące do Klubu Polki na Obczyźnie, które blogują i wspólnie tworzą różne projekty, ale przede wszystkim dzielą się swoim doświadczeniem na obczyźnie.
Historie zawarte w tym zbiorze są różne – raz wesołe, a raz smutne, raz krzepiące, a raz nieco dołujące. Jedne zainteresowały mnie bardziej, a inne mniej. Co ciekawe, mimo że książka została napisana przez ponad trzydzieści osób, czyta się ją jakby wyszła spod pióra jednego autora, bowiem styl jest dość jednorodny. „Świat według Polki”czyta się szybko i przyjemnie. Z opowiadaniami czytelnik może zapoznać się na dwa sposoby, albo czytając je po kolei, albo oddzielnie, ponieważ nie są one ze sobą powiązane.
Himalaistki – Mariusz Sepioło
Zdobycie ośmiotysięcznika to ogromne wyzwanie, ale niektórym z polskich himalaistek to nie wystarczało, chciały więcej i więcej… cały czas podwyższając poprzeczkę. Po zdobyciu jednej góry, przychodziła kolej na następną i następną. Później dochodziły różne metody podejścia, coraz trudniejsze ściany, coraz szybszy czas przejścia, ilość zdobytych szczytów, wyprawy zimowe i tak bez końca, dopóki nie dochodziło do tragicznego w skutkach wypadku, albo w głowie nie zaświecała się lampka, że już wystarczy, że to już koniec przygody z górami wysokimi.
Mariusz Sepioło ukazuje nie tylko poczynania himalaistek w górach wysokich, ale także życie prywatne. Przeprowadza wywiady z nimi samymi lub ich rodzinami, odwiedzając je w domach. Szuka także informacji w dotychczas wydanych publikacjach. Widać, że autor wykonał kawał solidnej roboty przygotowując tę książkę. To opowieść o woli przetrwania, o tym, że góry mogą stać się całym życiem, ale także o miłości, poświęceniu oraz o tym, że czasami należy odpuścić.