Zły — Leopold Tyrmand
„Zły” Leopolda Tyrmanda to kultowy kryminał napisany i osadzony fabularnie w latach PRL-u. Współczesne książki należące do tego gatunku, charakteryzują się zazwyczaj nieskomplikowanym językiem, oklepanymi bohaterami typu policjant (ewentualnie detektyw) po przejściach kontra psychopatyczny seryjny morderca oraz tym, że bardzo szybko się je czyta. „Zły” jest zupełnie inny…
W powojennej Warszawie chuligani i przestępcy zagrażają spokojowi zwykłych obywateli. Młodzież prowadząca coraz bardziej hulaszczy tryb życia napada na niewinnych mieszkańców miasta. Policja kompletnie nie radzi sobie z tymi zaczepkami i incydentami, więc typy spod ciemnej gwiazdy zostają bezkarne. Ale do czasu… Pewnego dnia, jeden człowiek postanawia wymierzyć im sprawiedliwość. Tłucze tych, którzy zaczepiali niewinnych. Nie pokazuje swojej twarzy, znika w cieniu, jest dyskretny i nie wyjawia swojej tożsamości. Niektórzy porównują go do Zorro, inni do zbawiciela, jeszcze inni nazywają Złym. Wszyscy chcieliby wiedzieć, kim jest tajemniczy mężczyzna o białych, błyszczących w ciemności oczach, ale dwojgu ludziom zależy na tym szczególnie mocno. Dziennikarz Edwin Kolanko, który jest zwolennikiem Złego oraz porucznik Michał Dziarski, który pragnie aresztować anonimowego mężczyznę, rozpoczynają polowanie. Kim jest wymierzający sprawiedliwość i organizujący samosądy człowiek? I jakie są jego motywy?
„Zły” Leopolda Tyrmanda to rodzaj kryminału, do którego w ogóle nie jestem przyzwyczajona. Jest tu intryga, są ciemne interesy, wielowątkowa struktura historii i jest zagadka, ale budowa fabuły zupełnie różni się od tej, z jaką do tej pory obcowałam we współczesnych powieściach tego gatunku. Po pierwsze, jest kilkoro niezależnych „śledczych”, którzy pragną odkryć prawdę, po drugie czarny charakter nie jest oczywisty, ponieważ jest jednocześnie postacią pozytywną (dla niektórych) i negatywną (dla innych), a po trzecie w ogóle nie chodzi o odpowiedź na pytanie: „kto zabił?”.
Leopold Tyrmand powoli wprowadza czytelnika w świat powojennej Warszawy. Z jednej strony widać fascynację autora tym miastem, a z drugiej jego odrazę do mrocznych zakamarków stolicy. Niemal wszystko w tej powieści ma dwie strony — dobrą i złą. Postaci są wielowymiarowe, wątki wieloetapowe, a sam tytułowy bohater, jakby o rozdwojonej osobowości. Ten dualizm charakterów oraz sytuacji fascynuje i pociąga. To czytelnik decyduje po czyjej stronie stanie, bo nic nie jest jasne, nic nie jest, albo czarne, albo białe. Tutaj można z łatwością pokochać lub znienawidzić danego bohatera, nieważne czy jest to drobny przestępca, czy cwany dziennikarz, czy twardy policjant, czy lekko naiwna dziewczyna.
Autor gra w pewną grę, zarówno z bohaterami, jak i z czytelnikiem. Kto w nią wygra? Tego nie wiadomo, bo tu nie ma ani wygranych, ani przegranych, są tylko ludzie ze swoimi słabościami, namiętnościami, potrzebami i ze swoją wewnętrzną siłą.
„Zły” Leopolda Tyrmanda jest lekturą fascynującą, z wartką akcją, nieszablonowymi bohaterami, czyli wszystkimi elementami, które powinny się składać na dobrą książkę. Jedyne, co mi przeszkadzało to fakt, że dziwnym trafem w wielkiej Warszawie, w krótkim czasie, zupełnie przypadkiem, poznawali się ze sobą ludzie z jednego, dość wąskiego kręgu, tak naprawdę niemający z sobą nic wspólnego. I rozumiem, że było to niezbędne dla połączenia dość skomplikowanej fabuły w jedną całość, ale jednocześnie ten zabieg, sprawił, że zrobiło się zbyt nienaturalnie. Przykładowo, jedna z bohaterek Marta, która została obroniona przez Złego, poznała dziennikarza, który go śledził i byłego wspólnika Złego, a także lekarza, który został zaatakowany przez tegoż wspólnika, ale jednocześnie był znajomym dziennikarza, a do tego lekarz romansował z dziewczyną byłego wspólnika Złego, ale tak naprawdę zakochał się w Marcie, a ona w nim. Nie brzmi trochę jak „Moda na sukces” w wersji kryminalnej? No właśnie…
Wątek romansu w „Złym” jest wyraźnie obecny, jednak nie przebija się on nad ten kryminalny. Dodaje pikanterii, uzasadnia pewne wydarzenia oraz napędza niektóre momenty akcji, ale zupełnie nie przeszkadza.
Jeśli chcielibyście sięgnąć po tę książkę, odradzam wydanie „Czytelnika” z 1990 roku, które ja czytałam. Wprawdzie okładka zaprojektowana przez Jana Młodożeńca jest wspaniała i przyciąga wzrok, ale wielkość czcionki i interlinii powoduje, że obcowanie z tą lekturą to mordęga. Przez to, że tekst został upchany na około stu stronach mniej, niż powinien (inne wydania mają 760, a nie 655 stron) komfort czytania był fatalny.
Podsumowując: „Zły” Leopolda Tyrmanda to genialny, wielowątkowy, nieszablonowy kryminał z powojenną Warszawą w tle. Jeśli kochacie ten gatunek, a znudziły Wam się już kolejne kalki, to sięgnijcie po tę książkę, niekonwencjonalna fabuła stworzona przez Tyrmanda autentycznie zapiera dech. Polecam!
Moja ocena: 9/10
Tytuł: Zły
Autor: Leopold Tyrmand
Wydawnictwo: Czytelnik
Liczba stron: 655
Jeśli lubisz kryminały, przeczytaj także tę recenzję: Pies Baskerville’ów – Sir Arthur Conan Doyle